poniedziałek, 16 czerwca 2014

25th part 1

Nie wiem co było gorsze. Fakt, że Niall przyłapał mnie na paleniu, czy to, że siedziałam i popijałam kawę z kompletnie obcym człowiekiem. Na dodatek przystojnym człowiekiem.
W każdym bądź razie, kiedy usłyszałam jego głos za plecami o mało nie spadłam z krzesła. 
- O, to tak świętuje moja dziewczyna w pierwszy dzień pracy. - Oczywiście dobitnie podkreślił słowa "moja dziewczyna". Moja dłoń, w której trzymałam papierosa znieruchomiała w połowie drogi do ust. Miałam ochotę wywrócić oczami, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. A gdy blondyn usiadł obok mnie lustrując przy okazji Zayn'a serce zwiększyło tempo bicia. Tamten, za to, nie wydawał się być poruszony sytuacją. Niemal nonszalancko zaciągał się papierosem przyglądając się na przemian mi i Niall'owi. 
Odchrząknęłam i wzięłam subtelny oddech. 
- Jakoś musiałam zabić czas. - Odparłam jak gdyby nigdy nic, ale uświadomiłam sobie jak to zabrzmiało i za chwile poruszyłam się niespokojnie na krześle. - Kawa zawsze najlepsza. - Uniosłam już pustą szklankę, której była caffee latte macchiato. Zapanowała niezręczna cisza. Kątem oka zauważyłam wzrok Niall'a, który gdyby zabijał, to właśnie leżałabym na ziemi. 
- To co, jedziemy? - Zebrałam wszystkie dokumenty wkładając je do teczki, po czym schowałam ją do torby. Odważyłam się spojrzeć na mojego chłopaka, który uśmiechał się pod nosem doskonale kryjąc narastającą w nim złość. 
- Nie przedstawisz mi swojego kolegii? - Zapytał spokojnie. Za spokojnie. Odchrząknęłam ponownie. 
- Um... Tak. To... 
- Zayn, miło mi. - Wyciągnął dłoń w kierunku Irlandczyka, a ten niepewnie ją uścisnął. Widziałam jak uważnie przyglądał się tatuażom chłopaka i miałam tylko nadzieję, że nie zacznie się czepiać. 
- Mnie również. - Odpowiedział znów za spokojnie i niemal można było wyczuć nutkę ironii w jego głosie. Zayn tylko kiwnął głową i zgasił peta w popielniczce, która stała na środku stolika. Był dosyć niewzruszony. Ukradkiem na niego spojrzałam, a on wykrzywił usta w znajomym uśmiechu i wstał. 
- Miło było poznać i z wami rozmawiać, ale ja muszę uciekać. Bardzo dobrze się z tobą pracowało, Page, mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Miłego dnia. - Odwrócił się i odszedł pozostawiając mnie z buzującym Niall'em. 
- Fotograf z którym pracujesz? - Uniósł brew zwracając się do mnie. 
- Model z castingu. - Odpowiedziałam wstając i zbierając swoje rzeczy. Odwróciłam się do blondyna, który również był na nogach. 
- Oczywiście. - Prychnął. Jego ton był dosyć ostry. Przełknęłam ślinę zaciągając się po raz ostatni papierosem od Zayn'a i rzuciłam go na ziemię przydeptując butem. 
- A co to był za casting? 
- Zwykły. - Wzruszyłam ramionami. - To znaczy, po prostu agencja przysłała kilku modeli na sesje próbne. Jutro muszę być wcześniej żeby ustalić kto się nadaje, a kto nie. - Dodałam idąc obok chłopaka. 
- Pewnie on nadaję się świetnie. - Powiedział beznamiętnie chłopak. Westchnęłam cicho. 
- Jest całkiem niezły. Umie pozować, ma urok osobisty i przyciąga wzrok. Aparat go kocha. - Rzekłam rzeczonym tonem, próbując brzmieć profesjonalnie. Nie wiedziałam czy był bardziej złośliwy, czy po prostu wkurzony. Czułam napięcie między nami. 
Wsiadłam do samochodu wrzucając torbę na tylne siedzenie. 
- Śmierdzisz. - Były to pierwsze słowa, które usłyszałam od mojego chłopaka po tym, jak Niall zajął swoje miejsce za kierownicą. 
- Też się za tobą stęskniłam. - Odpowiedziałam zapinając pas. Westchnęłam rozsiadając się wygodnie. Byłam zmęczona, ale podekscytowanie pierwszego dnia pracy ciągle się we mnie tliło i to podtrzymywało moją energię. Nie byłam już tak wesoła, ale starałam się też nie panikować, że mogę dostać ochrzan. 
Jechaliśmy w ciszy. Bałam się o cokolwiek zapytać, ale w końcu musiałam poprosić chłopaka żebyśmy pojechali do marketu kupić coś na kolacje. 
W sumie byłam dorosła do cholery, więc po co w ogóle martwiłam się, że Niall może dać mi jakiś wykład. Rozumiem, że mnie kocha, ale bez przesady.
Chyba.
Jednak zanim się odezwałam Niall skręcił na parking jakiejś małej restauracji. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale on się nic nie odezwał tylko przeszedł na drugą stronę i otworzył mi drzwi. 
- Zapraszam. - Odparł już w trochę lepszym humorze. Wzięłam go za rękę, a ten poprowadził mnie drzwi i razem weszliśmy do środka lokalu. 
Było tam cicho, ale przytulnie. Skromnie urządzone, z różnorakimi malowidłami na ścianach. 
- Co my tu robimy? - Zwróciłam się do Niall'a, który w ciszy prowadził mnie jednego ze stolików. Chłopak jednak nic nie odpowiedział, tylko uśmiechał się tajemniczo. Kochałam ten uśmiech.
Usiedliśmy obok siebie, a ja rozejrzałam się uważnie dookoła.
Było tam uroczo i przyciemnione światła dodawały klimatu. Nie było to zatłoczone miejsce, ale nie panowała tam również pustka.
Po kilku sekundach podszedł do nas kelner w starszym wieku i widać było, że ma pozytywne podejście do klienta.
- Co wam podać, gołąbki? - Zapytał melodyjnym tonem. Spojrzałam z uśmiechem na Niall'a, a ten przeglądał po cichu kartę, a po chwili zwrócił się do mężczyzny.
- Zapiekankę hawajską dla Page i dla mnie to co zwykle. Do picia piwo bezalkoholowe i... - Spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem.
- Colę waniliową, z lodem, jeśli jest.
- Wszystko jest i za 20 minut maks. podamy jedzonko. A ty, Niall od kiedy bezalkoholowe piwo pijesz? - Zaśmiał się kelner, a po chwili uścisnął dłoń Irlandczyka, który wcześniej wyciągnął swoją. Blondyn roześmiał się wesoło i wzruszył ramionami.
- Samochodem jestem, a bezpieczeństwo najważniejsze. - Odparł trochę nerwowo. Prychnęłam cicho i wlepiłam wzrok w chłopaka. Wiedziałam, że mówił tak, tylko ze względu na to, że ja tam byłam, ale chyba zapomniał, że znam go od siedmiu lat.
Mężczyzna odszedł, a ponownie prychnęłam, tym razem głośniej.
- "Bezpieczeństwo najważniejsze"? - Uniosłam brew uśmiechając się pod nosem.
- Ależ oczywiście. Nie to, że kiedyś prowadziłem pod wpływem, absolutnie. - Bronił się, ale na jego twarzy było rozbawienie. Oparłam łokcie o stół i podparłam dłonią brodę przyglądając się chłopakowi.
- Nie wspominałeś nigdy o tej restauracji.
- Bo otworzyli ją niedawno, a mój kuzyn jest szefem. Ale dają tutaj naprawdę pyszności, zobaczysz. Jeszcze będziesz chciała tutaj wrócić. Liam nawet tutaj przychodzi, i to beze mnie. - Na wspomnienie o Liam'ie nieco się nachmurzyłam. Ciągle było między nami coś nie tak, a ja kompletnie nie wiedziałam, jak to naprawić i czy w ogóle ja coś zrobiłam.
Miałam tylko nadzieję, że w piątek napijemy się razem i samo się jakoś rozwiąże.
Po niecałych piętnastu minutach dostaliśmy swoje zamówienie, a od zapachu napływała ślinka. Nic się nie odzywając zabraliśmy się za konsumpcję i dopiero po kolejnych dziesięciu minutach byliśmy w stanie przemówić.
- No, muszę przyznać, że jest naprawdę pyszne. - Przytaknęłam popijając colę. - Ale ciągle mi nie powiedziałeś, dlaczego mnie tutaj zabrałeś. - Uniosłam brew przyglądając mu się uważnie.
- Bo stwierdziłem, że robię dla ciebie za mało. Ty wyzdrowiałaś, dostałaś pracę i na dodatek promieniejesz i po prostu się o ciebie troszczę i chciałem trochę cię po rozpieszczać, bo zdaję sobie sprawę, że za niedługo nie będzie takich okazji. Poza tym... - Sięgnął do kieszeni spodni, z których wyciągnął malutkie pudełko i o mało co nie stanęło mi serce. Uśmiechałam się szeroko, ale wewnątrz panikowałam. Nie byłam gotowa na tak duży krok, pomimo, że miałam już 23 lata. Zaręczyny, to była mi najmniej potrzebna rzecz. Przygryzłam wargę, przyglądając się, jak chłopak podaję mi ciemno brązowe pudełeczko. - ... jak to zobaczyłem, to stwierdziłem, że będzie idealny prezent na początek nowej pracy. Coś ode mnie, ale związane z tobą. - Powoli otworzyłam pokrywkę i niemalże odetchnęłam z ulgą, ale później przyjrzałam się co dokładnie tam się znajduję i łzy napłynęły mi do oczu. Spojrzałam na chłopaka, którego oczy promieniały, jak małemu dziecku, który daje laurkę, własnoręcznie zrobioną swoim, rodzicom.
- Niall... - mój głos był stłumiony gulą, która pojawiła mi się w gardle. Odchrząknęłam mrugając szybko.
W środku znajdowała się bransoletka, która zamiast złotego, czy srebrnego łańcuszka, miała czarny i cienki rzemyk, a na nim wisiała drobna przywieszka w kształcie aparatu analogowego. Była płaska, ale każdy detal był doskonale widoczny. Obok była kolejna w kształcie małej litery "N". Uniosłam ją z jedwabnego materiału i przyjrzałam się im dokładnie nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. 
- Podoba ci się? - Dopytywał Niall, a ja szybko przetarłam kąciki oczu i spojrzałam na chłopaka. 
- Jest cudowne. Dziękuje bardzo. To jest takie śliczne, jeju. - Co chwile spoglądałam na mój prezent. Niall nie należał do najromantyczniejszych chłopaków, ale kiedy już coś zaplanował, to nie mogłam uwierzyć, że to ten sam Niall Horan. Jakim cudem ja wcześniej nie zauważyłam, że mam pod nosem taki skarb?
Z szeroki uśmiechem zarzuciłam ręce na jego ramiona i wpiłam się w jego usta całując go krótko, ale oddając w tym pocałunku jak bardzo go kocham i dziękuję. 
- Kocham cię. - Powiedziałam cicho opierając głowę na jego ramieniu. Przez chwile jeszcze obracałam przywieszki pomiędzy palcami, po czym wysunęłam prawą dłoń do mojego chłopaka i podałam mu bransoletkę. - Czyń honory. 
Z cichym chichotem zawiązał mi rzemyk wokół prawego nadgarstka i pocałować wierzch mojej dłoni. 
- Ja ciebie też. - Odparł przez chwile wpatrując się w moje oczy. 
Ten dzień był pełen wrażeń, ale na pewno był jednym z najbardziej udanych od chwili wypadku.


***


~4 dni później

Od rana biegałam jak opętana, bo w pracy szykowała się spora sesja, a na dodatek co chwile rozmawiałam, a to z Niallem, a to z Dominic. Musiałam im tłumaczyć co i jak ma wyglądać i po kogo mają dzwonić. Rano oczywiście zostałam przywitana lawiną całusów i śpiewnym "wszystkiego najlepszego". Niall specjalnie wcześnie wstał i zrobił pyszne śniadanie. A kiedy zjadłam postawił przede mną małą, cytrynową babeczkę ze świeczką na środku. Zaczynam powoli uważać, że nie zasługuję na niego. On był zbyt idealny. Tak się dla mnie starał, a ja w sumie nie zrobiłam jeszcze niczego szczególnego dla niego. Na urodziny, które były dziesięć dni wcześniej, kupiłam mu nowe słuchawki, bo stare mu się popsuły i do tego tort, więc w sumie to nie było nic szczególnego. Oczywiście dziękował mi i w ogóle, jednak w porównaniu to tego, co on już dla mnie zrobił taki prezencik wydawał się błahostką. 

- Chcesz może różowego szampana? - Pytała mnie przyjaciółka, kiedy udało mi się na chwile wyrwać ze studia. 
- Czemu nie? Nie będzie nas dużo, ale na wszelki wypadek weź dwa. Jak coś, to ja wypije drugą butelkę. - Zaśmiałam się i wzięłam łyk kawy. Na kantynie może i nie było rarytasów, ale kawa smakowała całkiem w porządku. Coraz bardziej zadomawiałam się tutaj i naprawdę cieszyłam się, że mogłam połączyć przyjemne z pożytecznym. 
- Jesteś gospodynią, słonko, nie możesz się schlać w środku imprezy. - Pouczyła mnie blondynka, a ja wywróciłam oczami. 
- Dobrze, mamo. - Parsknęłam i spojrzałam na zegar wiszący przy wyjściu ze stołówki. - Lecę, mała. Jak coś to pisz, to postaram się ci odpisać, jakoś. Kocham cię. - Pożegnałam się z przyjaciółką i wróciłam na plan. 

Wracając z Niallem z pracy zadzwoniła do mnie mama. 

- Baw się dzisiaj dobrze, rybko. Zobaczymy się w przyszłym tygodniu. - To były jej ostatnie słowa, po czym po moim krótkim "papa" rozłączyłyśmy się. 
W przypływie tęsknoty do rodzicielki poczułam, że łzy wzbierają mi się w kącikach, więc zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki oddech. 
Niedługo się zobaczycie. 
To mnie trochę pocieszało, ale wiedziałam, że też nie nacieszymy się swoim towarzystwem za długo, bo znając życie spędzimy tylko 2 dni razem, a później znów wróci do Holandii. 
- Hej, solenizantka nie może się smucić. Dzisiaj jest twój dzień. - Potarł Niall moje udo, kiedy zauważył mój wyraz twarzy. 
Uniosłam kącik ust i położyłam swoją dłoń na jego splatając nasze palce. 
- Wiem, wiem. Tylko czasem mi ciężko z tym, że tak mało czasu mogę z nią spędzać. - Westchnęłam usilnie walcząc ze łzami. 
- A nie może się tutaj przeprowadzić? Chociażby do Anglii, nie mówię o Manchesterze. 
- Wątpię, tam ma stanowisko, a raczej nie sądzę żeby ją przenieśli. - Chociaż marzyłam o takiej możliwości, ale znałam realia. 

Kiedy weszliśmy do domu niemalże w progu poczułam mocy uścisk Dominic, która krzyczała mi do ucha "wszystkiego najlepszego", a ja śmiałam się jak nienormalna, bo jej entuzjazm był zaraźliwy. Gdy już mnie puściła, Harry złożył mi życzenia i dodał, że musiał pilnować blondynki żeby nie zaczęła pić wina. Na co w odpowiedzi Dominic kopnęła go w tyłek i wygoniła do kuchni. 
- No proszę, nieźle go sobie wychowałaś. - Zaśmiałam się idąc do sypialni. Ona tylko pokiwała głową z szerokim uśmiechem. 
- Naszykowałam ci tam kilka sukienek żebyś miała wybór. - Powiedziała wskazując brodą w kierunku mojego pokoju, po czym sama poszła do salonu. 
Po szybkim prysznicu przymierzałam pierwszy strój, ale niezbyt mi pasował, bo czarny materiał był zbyt opięty i stwierdziłam, że będę czuć się niekomfortowo. Po czwartej miałam się poddać i założyć jeansowe shorty i jakiś tank top z cekinami albo ćwiekami, ale do akcji wkroczyła moja przyjaciółka i szybko wybiła mi ten pomysł z głowy. 
- O nie, nie kochana. To jest idealna okazja na pokazanie się z jak najlepszej strony. Wiem, że rzadko chodzisz w sukienkach, ale ponieważ mnie kochasz, to założysz jedną z tych i zwalisz wszystkich z nóg. - Mówiła dziewczyna przeszukując moją szafę. - Nie wiem po co ty kupiłaś tyle tych kiecek, jak żadną nie chcesz nosić. - Prychnęła. - Byś oddała biednym czy coś. 
- No z tego co wiem, to już do najbiedniejszych nie należysz. - Zaśmiałam się zakładając jeansową, prostą sukienkę, z krótkimi rękawami i okrągłym dekoltem. Była delikatnie rozkloszowana od pasa do 3/4 ud. Kupiłam ją na jakimś pchlim targu, ale wyglądała dużo lepiej niż te wszystkie z firmowych sklepów. 
Obejrzałam się dokładnie w lustrze. 
- No, no, no. Cóż za piękność. - Gwizdnęła Dominic przyglądając mi się. Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie obracając się z jednego boku na drugi. 
- Podoba mi się. - Przytaknęłam i odwróciłam się do przyjaciółki. - A teraz szybki makijaż i jestem gotowa. - Poszłam do łazienki i podstawiłam na coś naturalnego, bo znając życie wszystko zacznie mi się rozmywać i będę wyglądać jak idź stąd i nie wracaj. 
Zwarta i gotowa ruszyłam na pomoc. 
Ale kiedy weszłam do salonu o mało co nie padłam z wrażenia. 
Kanapa i fotel wciśnięte były w sam róg pomieszczenia, a na stole, który przeniesiony był z kuchni ustawione były najróżniejsze przekąski, sałatki i napoje. Do tego wszystkie potrzebne naczynia równo ustawione były mniejszym stoliku obok. Na środku zrobiło się sporo miejsca, gdyby w razie potrzeby zachciało nam się tańczyć. Za oknem stał Harry z Niallem, którzy obsługiwali grill, z którego ulatywał dym. Wokół nich stało kilka ogrodowych krzeseł żebyśmy mogli usiąść na zewnątrz. Pogoda była idealna. Nic dodać, nic ująć.
Nie mogłabym być bardziej wdzięczna tej trójce. 

Do: Liam
Hej, mam nadzieję, że przyjedziesz. x 

Z przyspieszonym biciem serca wcisnęłam wyślij i czekałam na jakąkolwiek odpowiedź. Spodziewałam się w sumie wszystkiego. 
Chyba nie przyjadę. 
Jestem jeszcze w Wolverhampton, więc nie zdążę. 
Wpadnę kiedy indziej, wszystkiego najlepszego. x 
I kiedy usłyszałam dźwięk SMSa przełknęłam ślinę. 

Od: Liam 
Będziemy za góra 15 minut. x 

Będziemy? 
Zmarszczyłam brwi, ale już nie odpisałam. Westchnęłam tylko i odłożyłam telefon. 

- Liam niedługo przyjedzie. - Spojrzałam na Dominic. - Nie sam. 
- No tak, słyszałam, że z kimś się spotyka. - Odpowiedziała zawieszając jakąś serpentynę na żyrandolu, ale ta ciągle spadała. 
- Um, mi nic nie wspomniał. - Burknęłam pod nosem, a blondynka szybko odwróciła się w moją stronę unosząc brew. 
- Wy w ogóle rozmawiacie? 
- Niezbyt, a nawet nie wiem czy ja coś zrobiłam i co w ogóle się stało, że tak się odsunął ode mnie. - Wzruszyłam ramionami.
- A od kiedy to się zaczęło? - Spytała przyjaciółka, która podeszła do mnie bliżej. 
Przez chwile przewertowałam w pamięci nasze ostatnie spotkanie i uświadomiłam sobie, że to było trzy tygodnie temu. Jak ten czas szybko leci... 
- Od kiedy powiedziałam mu, a w sumie Niall mu powiedział, że się spotykamy. - Odpowiedziałam, a Dominic mruknęła coś pod nosem i zmarszczyła brwi. Przyglądałam się jej uważnie i wiedziałam, że o czymś bardzo intensywnie myśli, bo zmrużyła oczy i patrzyła się w jeden punkt. 
- Co ci chodzi po głowie? - Zapytałam powoli. 
- Nic, nic. - Pokręciła głową, po czym wróciła do mnie wzrokiem. - Pewnie dzisiaj wszystko będzie po staremu. Napijecie, napięcie opadnie, wyjaśnicie sobie wszystko i "żyli długo i szczęśliwie". - Uśmiechnęła się do mnie szeroko machając serpentyną.
- Też tak uważam. - Odparłam pogodniejąc. 

Prawie z zegarkiem w ręku do drzwi zadzwonił dzwonek, a po drugiej stronie czekał Payne. Kiedy go zobaczyłam, dopiero wtedy poczułam, jak bardzo mi go brakowało. Czekoladowe oczy rozpuszczały serce, a jego uśmiech wywoływał nieopisaną radość. 
- Wszystkiego najlepszego, Page. - Z niewiadomych do końca przyczyn łzy napłynęły mi do oczu, więc szybko wyciągnęłam ręce, że wtulić się w tego cudownego niedźwiadka, jakim stawał się mój przyjaciel. Tak długa przerwa pozwoliła mi dostrzec zmiany w jego wyglądzie. 
Włosy zaczesywał nieco inaczej, a jego szczękę pokrywał gęsty zarost. Miał na sobie zwykły, biały tank top, a na ramiona zarzuconą miał jeansową kamizelkę, do tego czarne spodnie i wygodne, sportowe buty. Niby już go widywałam w takim wydaniu, oprócz włosów i brody, to teraz ten widok robił inne wrażenie. Uświadomiłam sobie, że ten bezbronny chudzielec, stał się mężczyzną w pełnym wymiarze i nawet można było to powiedzieć po sposobie w jaki patrzył. To nie był wzrok szczeniaczka, tylko postawnego obrońcy z nutką... seksapilu? Chyba mogłam to tak określić. 
Kiedy zamknął mnie w swoim uścisku, wtedy poczułam znajomy zapach zmieszany, jednak, z zapachem papierosowym. Zmarszczyłam brwi, ale nie zamierzałam w to wnikać, bo za wcześnie było na jakieś wykłady. Poza tym, chyba ja powinnam mieć do tego najmniej pretensji. 
- Dziękuję, że przyszedłeś. - Powiedziałam do jego ramienia i przymknęłam oczy, żeby uwolnić kilka łez wzruszenia. 
- Przecież nie mógłbym nie przyjść. - Odpowiedział ciepłym głosem prosto do mojego ucha. Po kilku sekundach otworzyłam oczy i wtedy zobaczyłam, że w progu stoi kolejna osoba. 
Odsunęłam się od przyjaciela i ten również spojrzał za siebie. 
- No tak, Page, to jest Sophie, Sophie poznaj Page. - Podszedł do szatynki, która wyciągała dłoń w moim kierunku. 
- Hej, Sophie, miło mi i wszystkiego najlepszego. - Uścisnęłam jej rękę, a po chwili zostało mi wręczone pudełko, które było dosyć spore i ciężkie. 
- Dziękuję bardzo. Wchodźcie. - Gestem zaprosiłam ich do środka, a kiedy weszli przywitać się z resztą Dominic wyszła z kuchni spojrzała na mnie znaczącym wzrokiem. Ja tylko wzruszyłam ramionami i poszłam do salonu. Odłożyłam prezent na bok i wróciłam do przedpokoju żeby trochę odetchnąć, bo serce waliło mi tak szybko, że miałam wrażenie, że moja pierś drga od jego uderzeń. 
- No to na kogo jeszcze czekamy? - Usłyszałam Niall'a z salonu. 
- Jeszcze Josh. - Odpowiedziałam, chociaż to nie było wszystko. 

Oglądałam właśnie zdjęcia drugiej modelki, kiedy zadzwonił mój telefon, a numer, który ujrzałam był najmniej spodziewany w tym dniu. 
- Tak, słucham?
- Panna Dunst? - Usłyszałam znajomy, choć niezbyt lubiany głos. 
- Ta, przy telefonie. - Westchnęłam. - Czego chcesz?
- Czyżby zły dzień? 
- Zły rozmówca. - Odpowiedziałam zniecierpliwiona. - Jeśli dzwonisz żeby mnie zdenerwować, to lepiej się rozłącz. 
- Ranisz, wiesz? Ja tu chcę ci złożyć życzenia z okazji urodzin, a ty od razu "rozłącz się". - Odpowiedział z udawanym obruszeniem i oczami wyobraźni widziałam, jak wykrzywia usta w łobuzerskim uśmiechu. Nie mogłam powiedzieć, że go nienawidziłam, ale sympatią też do niego nie pałałam, ale po tym całym czasie, który minął z jego wizytami trzy razy w tygodniu, była między nami jakaś dziwna relacja. Mogłabym nawet odważyć się powiedzieć, że go akceptuję. Tak, właśnie, akceptuję. I chyba nawet tyci, tyci lubię. Ale tyci. 
- No to się streszczaj, bo w pracy jestem. - Odparłam wzdychając. Rozejrzałam się wokół żeby sprawdzić, czy nikt mi się za specjalnie nie przygląda. 
- Więc wszystkiego najlepszego, Page. I gratuluję nowej pracy. Czy mogę wiedzieć gdzie pracujesz?
- A po ci to?
- No wiesz, może kiedyś potrzebny ci będzie lekarz, a wtedy ja przybiegnę z pomocą. - Naprawdę nie rozumiałam tego człowieka, w tonie jego głosu nie było nawet grama ironii, a wyraźnie dawałam mu do zrozumienia, że nie chcę z nim rozmawiać. No, ale ten się nie poddaję. Twardy zawodnik. 
- Znalazł się superman od siedmiu boleści. - Chciałam być sarkastyczna, ale mimowolnie zaśmiałam się pod nosem. Można było nawet powiedzieć, że mój humor nieco się poprawił. 
- Jakby nie patrzeć jestem swego rodzaju bohaterem. W końcu nie dość, że żyjesz -dzięki mnie-, to jeszcze chodzisz -też dzięki mnie-, to gdzie moja nagroda? - Zapytał, a ja już nie potrafiłam powstrzymać wybuchu śmiechu. Aż zakryłam dłonią usta. 
- A czy moje cierpienie nie było wystarczającą nagrodą? - Zapytałam chichocząc, chociaż sama nie wiedziałam, dlaczego mnie to tak bawiło. 
- Twoje cierpienie jest moim cierpieniem. - Odpowiedział teatralnym tonem. 
- Dobra, dobra. Louis, wiesz... - Zaczęłam i chociaż była to trudna decyzja, to ja w porównaniu do niego miałam serce, stwierdziłam, że chcę mu trochę wynagrodzić to, że dzięki niemu -jak by nie było-mam swoje życie z powrotem. - ...wiesz co, dzisiaj urządzam małą imprezę i może byś wpadł na tort i szampana? - W głębi duszy miałam nadzieję, że powie, że już ma plany albo dyżur. 
- Na którą? 
- Między szóstą, a siódmą po południu. 
- Ok, postaram się w paść. - Odpowiedział, a ja już wiedziałam, że wieczór zapowiada się ciekawie. 
- A skąd wiedziałeś, że mam urodziny? - Spytałam po chwili zamyślenia. 
- Mam twoje dane, pamiętasz? 
- Racja. - Przytaknęłam, chociaż nadal byłam lekko skonsternowana. W sumie ten człowiek od zawsze budził we mnie zdezorientowanie, bo nigdy nie wiedziałam, kiedy przestawi się z cynicznego dupka, na w miarę normalnego człowieka z sercem. 
- To do zobaczenia. - Usłyszałam po krótkiej ciszy i tylko odpowiedziałam "do wieczora", po czym rozłączyliśmy się, a ja mogłam wrócić do pracy myśląc jaką katastrofę na siebie właśnie zesłałam. 

W sumie to był impuls, ale może się skończyć sporym bałaganem. Miałam tylko nadzieję, że wszyscy zachowają się jak dorośli i nie będzie niezręcznych sytuacji.

_______________
Aloha! :D
Tak, właśnie, jest rozdział! WOOOOW.

W drugiej części jak się domyślacie będzie dalszy ciąg imprezy.
*no shit Sherlock*

Postaram się naskrobać go szybciej, niż poprzednie, a tymczasem zapraszam na Phantom oraz Call Me Ella.