wtorek, 28 maja 2013

1st.

Ledwo uniosłam powieki słysząc ten przeklęty budzik. "Jeszcze miesiąc, wytrzymaj Page" powtarzałam sobie ciągle w myślach. Tylko miesiąc dzielił mnie od ukończenia 4 roku studiów fotograficznych. Nie wiem, jak ja wytrzymałam przez ponad 3 lata na tej uczelni. Codziennie tęskniłam za atmosferą z liceum. Było tam pogodnie, wesoło. Mimo, że czasem mieliśmy siebie wszyscy dość to i tak uwielbialiśmy się niczym wielka rodzina.
Po długiej kąpieli wygramoliłam się spod prysznica, wytarłam i owinęłam ręcznikiem. Podeszłam do lustra chcąc zrobić coś z moją nieprzewidywalną twarzą. Piegi były widoczne na całym nosie i kościach policzkowych. Skrzywiłam się patrząc jak wiele ich mam. Czasem miała momenty kiedy powtarzałam sobie przecież to mój atut, powinnam się cieszyć będąc w 5% ludzi naturalnie rudych i piegowatych na świecie. A niech mnie. Wolałabym być w 50 procentach istot, które mają piękne blond włosy i porcelanową cerę. Westchnęłam ciężko i zabrałam się za mój typowy makijaż. Jak codziennie: krem, szybkie i wąskie, brązowe kreski na powiekach, tusz i puder żeby się nie świecić. Zero fluidu, szkoda mi było na niego czas tracić, po za tym zaraz bym wszystko brudziła, a nie daj Boże zaczął by padać deszcz - tragedia. Włosy ułożyłam w lekko potargany kok wypuszczając kilka kosmyków po bokach twarzy. Menchester nie oferował pięknej pogody, jak to w Anglii więc zarzuciłam nieco rozciągnięty sweter na szczupłe ramiona, i długie zwężane spodnie, a żeby wyglądać nieco poważniej wsunęłam na stopy niskie botki z zamszu w kolorze czarnym. Uwielbiałam uniwersalne kolory, mogłam je mieszać, a wyglądało to na prawdę dobrze. Już tylko brakowało zarzucić płaszcz i byłam gotowa do wyjścia. Chwyciłam torbę i zamknąwszy drzwi od domu szybko podbiegłam do samochodu żeby nie zmoknąć. Przeklęty deszcz, prychnęłam w myślach usadawiając się na fotelu lśniącego VW garbuska, którego od zawsze chciałam mieć. Jadąc w kierunku uczelni wspominałam początki liceum. Przyjechałam z małej miejscowości w Holandii, do dużego miasta w Anglii. Nie znałam nikogo, co utrudniało mi życie, bo nigdy nie należałam do osób, które są duszą towarzystwa. Zwłaszcza w innym kraju. Nie znałam angielskiej kultury, jedynym plusem było to, że znałam język dosyć dobrze żeby się bez problemu porozumiewać. Mimo, że czasem kompletnie nie rozumiałam o czym mówią inni ludzie, bo trafiłam do liceum, w którym uczyli się obcokrajowcy, to z biegiem czasu zaczęło mi się tam podobać. Poznałam nowe języki, a przy okazji nowych ludzi. Pierwszą była Dominica - Francuska. Porozumiewałam się z nią po francusku, ze względu na to, że we wcześniejszych latach uczyłam się tego języka i znałam go na poziomie średnio zaawansowanym. Byłam jedną z nielicznych, potrafiącą francuski, więc szybko złapałyśmy wspólne tematy. Zaczęłyśmy się codziennie umawiać po szkole, chodziłyśmy na zakupy i wspólnie spędzałyśmy czas. Ona w końcu nauczyła się angielskiego, ja też znacznie poprawiłam znajomość tego języka. Szybko zaskoczył u mnie akcent i gdy poznawałam nowych ludzi nikt się nie domyślał, że mogę nie być z Anglii.

Pierwsza klasa była dla mnie męczarnią, musiałam przyznać. Musiałam przestawić się na tutejszy system nauczania, musiałam nauczyć się bardziej naukowych zagadnień po angielsku, ciągle toczyłam walkę z nauczycielami, którzy mnie nie polubili z niewiadomych powodów. Co prawda nieco folgowałam sobie. Miałam sporo nieobecności, często się spóźniałam. Na końcu pierwszej klasy groziło mi wyrzucenie ze szkoły, co mnie przestraszyło. Wzięłam się trochę w garść i poprawiłam oceny. Frekwencja też mi podskoczyła i tak jakimś cudem przebrnęłam.
W drugiej klasie starałam się naprawić złe wrażenie. Robiłam wszystko żeby lepiej mnie postrzegano. Nie udało mi się do końca tak, jak chciałam, ale mimo wszystko było lepiej. W tym czasie Dominica cały czas mnie wspierała, sama nie miała łatwiej. Ona była trochę bardziej odpowiedzialna, czego jej zazdrościłam. Ja poczułam wolność i się rozleniwiłam, a kiedy już tego się zebrało było za późno. Z kolejną klasą przybyło kilku nowych uczniów. Zaciekawieni czekaliśmy aż będziemy mogli ich poznać. Pierwszy pojawił się Josh Dwine, który wyglądał na dużo starszego od nas. Czasem ciekawość przeważała nade mną i nie mogłam się powstrzymać, żeby czegoś nie wypaplać. Gdy podszedł bliżej nas, śledziłyśmy go wzrokiem. Był mulatem, z ciemnymi oczami i krótko przystrzyżonymi włosami. Bankowo miał około 190 cm wzrostu. Był na prawdę wysoki.
- Cześć. - Rzucił do nas uśmiechając się nieśmiało. My odpowiedziałyśmy mu tym samym, jednak ja nieco nachyliłam się w jego stronę.
- Przepraszam, że pytam, ale ile masz lat? - Zapytałam szeptem czekając na odpowiedź. - Bo wiesz, nie wyglądasz na drugoklasistę. - Sprostowałam pogrążając się jeszcze bardziej. Kiedy Josh odwrócił się do mnie nieco zdziwiony, przygryzłam wargę starając się ukryć śmiech z własnej głupoty.
- Mam 17 lat, czyli tyle co wy. Przysięgam. Wiem, że nie wyglądam na swój wiek, ale tak już u mnie w rodzinie jest. - Odpowiedział. Spojrzałam na Dominic i posłałam jej znaczące spojrzenie. Rany, jaka ja byłam beznadziejna. Usiadłam z powrotem prosto wpatrując się w nauczycielkę, która przedstawiała kolejnych uczniów.
- To jest Niall Horan. Jest z Irlandii i od dzisiaj jest też naszym uczniem. - Uroczy chłopczyk, blondyn z czerwonymi policzkami rzucił ciche 'cześć wszystkim' i podszedł do pierwszej lepszej ławki siadając w niej. Urzekające były jego duże, niebieskie oczy, które krążyły po każdym z osobna. Miałam nadzieję, że będzie z nim tak samo jak z resztą, na początku będzie nieśmiały, ale jak się rozkręci, to z każdym złapie dobry kontakt.
Na końcu wszedł do klasy chudziutki chłopak z grzywką na całe czoło, która była dbale ułożona. Miał wystraszony wzrok, ale dzielnie sam się przedstawił.
- Jestem Liam, Liam Payne - Odparł i powędrował na koniec klasy nie patrząc na nikogo. Coś mi podpowiadało, że nie miał za ciekawych wspomnień szkolnych. Spoglądałam na niego od czasu do czasu w trakcie lekcji. Nie był błyskotliwy, ale udzielił kilka poprawnych odpowiedzi. Miał przyjemny głos, jednak bardzo szybko mówił. Czasem nawet pani Preston musiała poprosić go o powtórzenie. Mogłam wychwycić nieco inny akcent niż ten, który słyszałam tutaj. Po tamtej lekcji dzwonek szybko zadzwonił i byliśmy uwolnieni na kilka minut. Stwierdziłyśmy z Dominic, że trzeba się dobrze przywitać z nowo przybyłymi. Szybko podeszłyśmy do Josha, jako, ze pierwszy się pojawił.
- Jestem Page. - Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, którą uścisnął z uśmiechem. Kiwnął głową na znak "miło mi cię poznać".
- Ja jestem Dominica. Przez 'c'. - Zaśmiała się blondynka i również jej ręka powędrowała w jego stronę.
- Czy ja wyczuwam francuski akcent? - Zapytał z błyskiem w oku.
- Tak, dokładnie. Pochodzę z Francji. - Odpowiedziała przyjaciółka z uśmiechem. Widać było jak się ucieszyła na zainteresowanie ze strony nowego. Ogólnie jej aparycja była bardzo pozytywnie odbierana. Każdy chciał ją poznać i była lubiana wśród rówieśników. Nikt nie znał tylko jej bardziej szalonej strony i dlatego nadal ją lubili. Ja ją poznałam z wielu stron i dlatego się tak zżyłyśmy. Uniosłam kącik ust, kiedy obrazy naszych wyczynów przepływały przez moją głowę.
- Comment allez-vous? Aimez-vous cet endroit? - Francuskie 'co u ciebie?' i "jak ci się tu podoba?" zostało wypowiedziane przez Josha, na co Dominica zareagował nader entuzjastycznie. Od razu zapytała czy jest Francuzem, na co on pokiwał głową uśmiechając się szeroko. Zaiskrzyło między nimi. Dodatkowo chłopak miał wsparcie w dziewczynie. Słuchałam przez chwile ich rozmowy, ale zaczęli rozmawiać w dosyć potocznym dialekcie i mało co z tego rozumiałam. Odwróciłam się do reszty klasy i wyszukałam wzrokiem kolejnych nowych uczniów, którzy dosyć szybko złapali ze sobą kontakt. Odeszłam od dwójki nawijającej i przekrzykujących się nawzajem.
- Cześć chłopaki. Jestem Page. - Z uśmiechem pomachałam im obu, bo stwierdziłam, że to będzie jedyne dobre wyjście.
- Hej Page. - Odpowiedzieli niemal jednocześnie. Na moje usta wstąpił jeszcze szerszy uśmiech. Nowy rok zapowiadał się całkiem nieźle dla nich.
- Skąd jesteś? - Usłyszałam pytanie skierowane do mnie od Liama. Zaskoczona uniosłam brwi, czyżby się domyślił, że nie jestem z Anglii?
- Hm, jestem Holenderką. Drugi rok mieszkam w Manchesterze, a Ty? - Może i to było nieco głupie pytanie, bo od razu wiedziałam, że jest anglikiem, tylko ten akcent...
- Urodziłem się w Wolverhampton i mieszkałem tam do tych wakacji, Moi rodzice znaleźli pracę za granicą i musiałem przenieść się do ciotki. - No i tu cie mam. Pokiwałam głową w zrozumieniu i zadowolona, że rozpoznałam inny akcent, choć wciąż angielski przeniosłam wzrok na Niall'a.
- A ty? Skąd jesteś? Znaczy, wiem, że z Irlandii, tylko chodzi mi o miasto. - Uniosłam kącik ust, już czując jaką idiotkę z siebie robię. Poczułam ciepło na policzkach, choć wiedziałam, że nic nie widać. Moja twarz nie rumieniła się, co było jej jedynym atutem.
- Jestem z Mullingar. - Rozciągnął usta w uśmiechu ukazując opancerzone w aparat zęby. Jego akcent był strasznie uroczy. Przyjemnie mi się go słuchało, a jego oczy aż się prosiły o to żeby na nie patrzeć. W gruncie rzeczy były hipnotyzujące. Wokół źrenic miał jasną obwódkę, która mieszała się z błękitem reszty tęczówki. Jednak zawstydzony Irlandczyk często kierował wzrok w dół nie pozwalając mi na jego podziwianie.

Zaparkowałam na uczelnianym parkingu i wyszłam z auta. Nie mogłam uwierzyć, że minęło już ponad 7 lat jak tu jestem. Mogłam ze szczegółami odtworzyć niemalże każdy dzień liceum. No dobra, może nie każdy, ale przynajmniej kilka dni w miesiącu. Reszta poszła w zapomnienie, bo była najzwyczajniej w świecie nudna.

_____
Jeśli bardzo będzie mi się nudzić, to dodam może kolejny rozdział. Trochę mi sie napisało. Haha. Chciałam dać jakieś małe wprowadzenie, mam nadzieję, że nie przynudzam za bardzo. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytasz = komentujesz
Będę wdzięczna za każde słowo, czy to krytyczne czy to pozytywne. :)