Sesja, ach, słodka sesja. Jak każdy student miałam ciarki na ciele słysząc to słowo. Co prawda byłam przygotowana, ale profesorowie od przeklętych urządzeń fotograficznych byli wredni. Każdy miał jakiś haczyk i każdy próbował jak najbardziej wymęczyć. Siedząc niedaleko sali, gdzie prawdopodobnie popełniano mentalne morderstwo, które i również dotknie mnie nerwowo pocierałam dłońmi o kolana, czując coraz mocniejszy skurcz żołądka.
- Stresik jest, co? - Usłyszałam znajomy głos Josha. Uniosłam kącik ust i odwróciłam się w jego kierunku. To zabawne, że znaleźliśmy się na tych samych studiach. Nigdy nie widziałam go 'w akcji' , nie obnażał przed nami w liceum talentu fotograficznego, a skubany jest w tym dobry.
- Daj spokój, przecież wiesz, jacy oni są wredni, a chce dostać 4. - Prychnęłam. - A jak tym razem tamten staruch zacznie się na mnie wydzierać, to obiecuję, że wyjdę bez do widzenia i trzasnę drzwiami. Najwyżej zaliczę w drugim terminie. - Skrzywiłam się, przypominając sobie jacy starsi ludzie o wyższym stanowisku potrafią się rządzić. Pomiatają studentami jak jakimiś przedmiotami. Gdyby nie umiłowanie do tego zawodu i chęć ukończenia go z dobrym dyplomem dawno rzuciłabym to w diabły. Ciągle rozmyślając na tą krzywdą jaka nam się tu dzieje usłyszałam perlisty śmiech Josha.
- I z czego się jarzysz? - Dałam mu kuksańca w żebro.
- Powinnaś się częściej denerwować. Wyglądasz uroczo. - Posłodził mi uśmiechając się idiotycznie.
- Gdybym cię nie znała od 7 lat, to stwierdziłabym, że ze mną flirtujesz. - Uniosłam brew w nieco zabawny sposób, bo najczęściej unosiłam oby dwie brwi, tylko jedna była nieco wyżej. Mimo wszystko nieznajome ciepło przeszło przed moją klatkę piersiową. Lubiłam go, ale żeby flirtować. Bleh.
- A skąd wiesz, że tego nie robię? - Przysunął się bliżej i spojrzał mi w oczy, żeby po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem niemalże kładąc się na podłodze. Porządnie przyłożyłam mu w plecy, na co on lekko zasyczał i gwałtownie się uniósł z cierpiącym wyrazem twarzy.
- Ty zawsze miałaś tą ciętą łapę. - Wyprostował się krążąc barkami. Spojrzałam na niego ze wzrokiem "dobrze ci tak" i oparłam się o ścianę. Był zadziorny, ale lubiłam go. Co z tego, że często potrafił mnie wyśmiać, ewentualnie nabijać się z innych, był jaki był. Ja go mimo wszystko akceptowałam i mogłam utrzymywać z nim dobry kontakt. Zwłaszcza, jeśli musieliśmy wytrzymać ze sobą kolejne 4 lata. Westchnęłam wracając do swojej poprzedniej pozycji. Poczułam w pewnym momencie drganie przy mojej kostce. Wzięłam do ręki sporą torbę i zaczęłam poszukiwanie telefonu, który był oczywiście zakopany w całej masie rzeczy, mniej lub bardziej przydatnych. To była damska torebka, więc dużo wyjaśniać nie trzeba.
- Boże, kobieto, ty być tam człowieka zmieściła. - Z wielkimi oczami przypatrywał się mojemu "workowi", w kącikach jego ust krążył zawadiacki uśmieszek, który tylko świadczył o tym co tak na prawdę sądzi o zawartości mojej torby.
- Jest! - Z uśmiechem wyciągnęłam BlackBerry'ego. - Liam! - Poszerzyłam uśmiech. Dzwonił w najodpowiedniejszym momencie. Wstałam i podeszłam do drzwi wyjściowych naciskając 'odbierz' i przyciskając komórkę do ucha.
- Page, mam ci coś ważnego do powiedzenia, a właściwie to mam pytanie. Czy masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór? Akurat będziesz po sesji, więc myślałem, że skoczymy gdzieś, co? Weźmiesz Dominic, ja Nialla i będziemy sie szwędać jak zawsze, co? - Jego szybkie tempo słów, które wypływały z jego ust pozwoliły zrozumieć, że chce gdzieś iść i weźmie Nialla.
- Ok, mnie odpowiada. Przyda mi się trochę rozrywki po tej katordze. - Odpowiedziałam z entuzjazmem. Kochałam tego chłopaka, że pamiętał o wszystkim i dokładnie mnie zawsze słuchał. Co prawda o sesji ględziłam mu od dwóch tygodni, więc ciężko na pewno było mu zapomnieć, ale jednak. Serce urosło mi w piersi i z radością pożegnałam się z przyjacielem i wróciłam do poczekalni.
- Dunst, właśnie przyszła twoja kolej. - Szlag.
***
- 5, 5, 5! - Darłam się jak głupia do Josha, niemalże wybiegając z sali. Czemu ja się tak cieszyłam? Nie wiem, mimo wszystko uśmiechałam się od ucha do ucha. Przytuliłam Mulata z radości ciągle nie mogąc uwierzyć, że na prawdę tak dobrze mi poszło.
- Gratulacje Panno Page. - Odpowiedział formalnie, po chwili roześmiał się wesoło. - Pewnie i tak ściągałaś. - Wytknął mi język próbując poczochrać moje włosy. Jak dziecko.
- Łapy precz! Dzisiaj układałam to przez pół godziny! - Utworzyłam parasolkę z dłoni nad moja głową chcąc chronić moją ciężką pracę na fryzurą. Stres nie pozwolił mi spać, więc miałam rano dużo czasu na przygotowanie wszystko, a nawet na powtórzenie materiału.
- A ty? Jak ci poszło? - Dopytywałam go.
- 4, 4, 4! - Próbował naśladować mój entuzjazm. Wyszło komicznie, na co odpowiedziałam mu śmiechem.
- No to dobrze, chociaż jak dla mnie to cud, bo trafiłeś na tego starego gniota.
- Pff, po prostu byłem nauczony. - Odburknął chcąc potwierdzić, że naruszyłam jego ego. Ups.Wzruszyłam ramionami z przepraszającym wzrokiem.
Wyszłam dumna jak paw z uczelni i poszłam do samochodu. Kochanego garbuska.
- Emm... Josh, a co robisz jutro? - Zapytałam spoglądając na jego sylwetkę ustawiającą się do otwarcia drzwi jego samochody zaparkowanego nieco dalej ode mnie.
- Cholerny zamek... Eeee, nie wiem... No otwórz się. - Wyrzucał z siebie różne epitety w kierunku niesfornego zamka próbując mi jednocześnie odpowiedzieć. - A co? - Odwrócił się w końcu do mnie.
- Bo idziemy z Liam'em i resztą się gdzieś poszwędać po sesji i myślałabym, że może byś sie przyłączył.
- A czy.. no wiesz... Dominica też tam będzie? - Przygryzł pełną wargę nieco mrużąc oczy. No tak... Trochę niezręcznie wyszło, odkąd się poważnie pokłócili prawie ze sobą nie rozmawiają.
- Będzie, będzie, ale nie martw się, może się pogodzicie? - Uniosłam kącik ust w subtelnym uśmiechu dając mu nieco nadziei.
- Dobra, właściwie mogę iść. - Wzruszył ramionami. - Jak coś to wróce do domu.
- Ok, to jeszcze dam ci znać, o której wychodzimy. Do jutra. - Rzuciłam wsiadać do samochodu. Chwilę rozmyślałam o tym. Nie potrzebnie wypaliłam z tym wyjście, przecież oni sie tam zagryzą. Mimo, że Dominic była delikatną Francuzką, to temperament miała hiszpański. Małe, nieprzychylne uwagi w jej kierunku kończyły się głośną awanturą. A, że Josh nie szczędził 'komplementów' dziewczyna nie wytrzymała tego i zaczęli się kłócić. Westchnęłam. No cóż, nic na to nie poradzę.
- To dorośli ludzie, do cholery, nie jakieś bachory. - Pokręciłam głową i odpaliłam silnik słysząc znajome burczenie. Ruszyłam w drogę do domu.
Nagle naszła mnie myśl, która pochłonęła całą moją uwagę. Nie mogąc zapanować nad własną wyobraźnią w głowie zaczęły pojawiać się zabawne obrazy. Ja i Josh gdzieś w kinie, jego dłoń kurczowo oplatała moja. Nasze oczy ciągle były w siebie wpatrzone. Rozmawialiśmy nie mogąc się od siebie odkleić. Potem pojawił się pokój i przygaszona lampka. Widziałam tylko jego łagodne rysy nad sobą, uświadamiając sobie co 'robiliśmy'. FU! O czym jak kurde myślę, w tej chwili?! Że niby Josha i ja? Zaczęło mi się chcieć śmiać i nie powstrzymałam głośnego wybuchu śmiechu. Jaki żart. My nawet nigdy nie flirtowaliśmy. Nasza znajomość była czysto koleżeńska, bez podtekstów.
Przed moimi oczami zobaczyłam oślepiające światła i nawet nie zdążyłam krzyknąć, to po prostu się stało.
***
- W dupie mam, że mnie nie słyszy, ona ma się obudzić i to natychmiast. Ile to jeszcze będzie trwać?! - Usłyszałam głośny, niemalże płaczący znajomy głos. Liam? Ale nie krzycz tak, słonko, głowa mnie boli.
- Daj jej trochę czasu, obudzi się, kiedy będzie miała siłę. Organizm musi się zregenerować. - Dominic? Co się dzieję. Próbowałam otworzyć oczy, ale nie miałam kompletnie siły. Chciałam ruszyć nogą, ręką, nawet palcem, czymkolwiek, żaden mięsień nie chciał ze mną współpracować. Z kompletną frustracją czułam jak szczypiące łzy cisną mi się do oczu. Nawet nie mogłam zacisnąć powiek. Nic, moja głowa była odłączona od ciała. Nie było reakcji na polecenia mózgu. Potem tylko kilka obrazów: samochodowe światła, głośny huk, ból czaszki, krew. Wypadek? Ale jak? Pulsujący ból nabierał tempa, nie tylko fizyczny, ale i ten psychiczny. Co dzisiaj jest? Ogarnęła mnie bezradność.
- Page jeśli mnie słyszysz, proszę daj znak. - Poczułam dotyk ciepłej dłoni na swojej. A jednak czułam! I znów nic, zero reakcji. Liam, ja żyję, słyszę cię, nie mogę się poruszyć - powtarzałam w myślach, modląc się żeby to jakoś wyczytał. Tylko się oszukuję, oni nie mają pojęcia, że ich słyszę. Potem doszły do mnie dźwięki pikającej aparatury. Nic po za tym. Wyszli? Wytężyłam słuch. Nie, słyszę czyjeś oddechy.
- Niall, gdzieś ty był? - Ożywiony przyjaciel oddalił się od mojego łóżka. - Umieram z głodu, daj mi tą torbę. - Słyszałam szmery papieru, kiedy domyśliłam się, że otwiera paczkę, poczułam przyjemny zapach fast foodu. Nic nie rozumiałam, dotyk czułam, zapach czułam, słyszeć słyszałam, a co z resztą?
- Jak z Page? - Kolejny głos. Blondyn musiał być blisko mnie, bo najlepiej go słyszałam. - Hej, mała. Rudzielcu jeden, co żeś zrobiła? Mogłabyś już otworzyć te oczy, powiedzieć, poruszyć się. To przestało być śmieszne. - Irlandzki akcent ciągle mnie urzekał. Tylko, że ja cię słyszę czubku, wiem, że tu jesteś, tylko nic z tym nie mogę zrobić! Krzyczałam wniebogłosy. Nic. Czyli nie usłyszeli. Znów ktoś wsunął się od sali. Albo wyszedł z niej?
- Witam państwa. Muszę niestety was przeprosić, czas na obchód i badania. - Rzeczowny głos doktora bardzo mnie zaniepokoił, jednak tym samym dał mi nadzieję, że coś ze mną zrobią i będę mogła się odezwać, poruszyć.
- Doktorze Tomlinson, chce tylko wiedzieć czy z tego wyjdzie. - Zatroskany Liam wypytywał lekarza. Chciałam westchnąć żeby wyrazić podziw z jaką troską potrafił się obchodzić ze mną, ale nie mogłam. Ugh, męczące.
- Dajcie mi przeprowadzić krótkie badania. - Słychać było, że odnosi się do nich z sympatią, a nie chłodem. Po chwili drzwi się zasunęły i słyszałam tylko jeden głos.
- Dzień dobry pani Dunst. - Tak, na pewno panu odpowiem. Wywróciłam oczami w myślach. - Jak tam dzisiaj... ok, to w porządku, ciśnienie w normie, temperaturę zaraz sprawdzimy... Chyba należy zmniejszyć dawkę morfiny. Nie powinno już tak wszystko boleć. - Czułam jak odsłania ze mnie kołdrę i sprawdza coś pod moją szpitalną koszulą. Ej, ej, ej, to się jestem nieprzytomna, nie znaczy, że może pan sobie podglądać, rzucałam w myślach. - ... szwy się ładnie trzymają, jutro kolejna wymiana, świetnie. - Wyliczał. Kolejna? Czyli ile już ich było. Domyślanie się co dzieje się wokół mnie robiło się naprawdę męczące. - Powinna się już pani obudzić, zobaczymy wieczorem. - Dokończył swoje badania i wyszedł z sali, a ja zostałam sama z nasilającym sie bólem w głowie i myślami o przyczynach pobytu w szpitalu.
______
W końcu coś udało mi się skleić. :) Mam nadzieję, że się podoba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytasz = komentujesz
Będę wdzięczna za każde słowo, czy to krytyczne czy to pozytywne. :)