Z błogiego, choć niezbyt wygodnego snu wybudził mnie dzwonek mojego telefonu.
- Halo? - Odebrałam zaspanym głosem, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Ojej, nie pomyślałem, że możesz spać. - Usłyszałam irlandzki akcent na co się uśmiechnęłam szeroko i jednocześnie rozbudziłam.
- I tak pewnie zaraz by mnie budzili, bo niedługo muszę przyjąć leki. - Spojrzałam z przekąsem na wielki zegar wiszący na ścianie, na przeciwko mojego łóżka. Nie cierpiałam połykania tych tabletek. Jak tylko włożyłam je do ust, od razu się rozpuszczały i pozostawiały po sobie gorzki smak.
- No to moje szczęście. - Zaśmiał się chłopak.
- Irlandzkie. - Dopowiedziałam na co oboje się roześmialiśmy.
- Jak się czujesz?
- Jest już dużo lepiej i nie wiem czemu mnie tu przetrzymują. Meczą jakimiś bezcelowymi badaniami, a ja wolałabym być w domu, gdzie mogę robić co chce. Na dodatek muszę wykonywać jakieś ćwiczenia, które niby pomogą mi w staniu na nogach. - Narzekałam mu w słuchawkę. Naprawdę miałam poważnie dosyć. Ciągle leżałam pod kroplówkami, chodziło wokół mnie pełno ludzi i bawili się ze mną jak z jajkiem.
- Mogliby mnie już dawno wypuścić.
- Nie narzekaj tak, ważne, że dochodzisz do zdrowia i czujesz się dobrze. Powinnaś się cieszyć, że jesteś rozpieszczana. Ja tam bym się cieszył. - Podsumował Irlandczyk i już widziałam w wyobraźni z jaką miną wzrusza ramionami. Zachciało mi się wesoło śmiać. Ten chłopak zawsze mnie rozśmieszał, czułam od niego bijącą aurę pozytywizmu.
- To ja się z chęcią z tobą wymienię. - Odgryzłam mu się.
- Już przestań. Jak wrócisz do domu jeszcze za tym zatęsknisz. Wiesz przynajmniej kiedy cię wypuszczają?
- Obiecali mi, że w przyszły wtorek. Dzisiaj jest... Co dzisiaj jest właściwie? - Zdezorientowana musiałam zapytać o tak banalną rzecz. Leżenie w szpitalu nie tylko sprawiało, że miałam coraz bardziej dosyć tego miejsca, to jeszcze totalnie odgradzało mnie od życia codziennego.
- Piątek, słonko, piątek. - Zaśmiał się blondyn.
- No to niedługo. Dwa dni temu pierwszy raz wstałam z łóżka i powiem ci, że czułam się jak dziecko uczące się chodzić. Brakowało mi tylko ciężkiego pampersa między nogami. - Zaśmiałam się, na co usłyszałam głośny śmiech chłopaka. Sposób w jaki go traktowałam mogłam opisać jako... braterski zresztą podobnie jest z Liamem. Znam ich już całkiem sporo i od 7 lat jesteśmy praktycznie nierozłączni. Co tu dużo mówić: dobrana z nas paczka.
- Może kupić ci takie na wychodne? Nie wiadomo czy się nie przydadzą. - Zażartował chłopak niemalże krztusząc się śmiechem.
- Baaaardzo zabawne. - Odpowiedziałam sarkastycznie, chociaż rozbawiło mnie to. - Głupek. - Dodałam.
- No, ale wyobraź sobie jakby to wyglądało. Dokupię ci jeszcze smoczek i grzechotkę do zestawu.
- I może jeszcze wózek, którym będziesz mnie woził po parku? I będziesz mnie przewijał i robił kaszki? Nadal ci tak zabawnie? - Z satysfakcją usłyszałam jak chichot chłopaka cichnie. Jemu przydałaby się pielucha i smoczek, bo zachowuję się czasami jak duże dziecko, ale głównie za to go uwielbiałam. Miał w sobie tą chłopięcość i chociaż wyrósł na przystojnego faceta, to i tak ciągle widziałam nastolatka z aparatem na zębach non stop wcinającego co popadnie.
Rozmawialiśmy jeszcze przej jakiś czas o wszystkim i o niczym. Jak to mieliśmy w zwyczaju. On opowiadał o nowej pracy w mało znanym studiu nagraniowym. Lubił to robić, miał smykałkę to tekstów piosenek, do muzyki ogółem. Grał na gitarze, co ubarwiało nasze spotkania, bo bardzo często woził ją ze sobą grając co mu sie żywnie podobało. Z zazdrości do jego umiejętności sama zakupiłam ten instrument i okazało się, że gra na nim nie jest taka łatwa. Palce od przyciskania strun strasznie mnie bolały. Zwłaszcza przy najcieńszej, która przytrzymywałam małym palcem. Niall mówił, że to zupełnie normalne i po dwóch tygodniach nie będę tego czuć. Miał rację, minęły dwa miesiące odkąd się zaczęłam uczyć i szło mi nie najgorzej. Przy pomocy blondyna nauczyłam się wielu chwytów i potrafiłam zagrać kilka piosenek z czego byłam bardzo dumna.
Po ponad godzinnej rozmowie musieliśmy się rozłączyć, ponieważ chłopak miał do załatwienia kilka rzeczy, a ja standardowo musiałam przyjąć lekarstwa. Na samą myśl mnie skręcało.
- Witam pannę Dunst. - Usłyszałam zanim zobaczyłam dr. Tomlinsona. - Jak się pani miewa?
- Wspaniale i jak powtarzam nie wiem dlaczego tu jeszcze leżę. - Uśmiechnęłam się nieco sarkastycznie do mężczyzny. Niemal każdego dnia irytował mnie równie mocno jak bzyczący komar w nocy, które nie daje spać. On myślał, że mnie to na prawdę bawi, a ja odstawiałam szopkę próbując go pozostawić z tym wrażeniem. Jednego dnia na prawdę przegiął, kiedy to stwierdził, że skoro mogę już chodzić, to powinnam sama, bez opieki pielęgniarek kąpać i się i tego typu rzeczy.
Gdy z zaciśniętymi pięściami wstałam, nogi zatrzęsły mi się jak galareta, ale ja silna próbowałam się dźwignąć. Udało mi się, jednak po dwóch męczących krokach w ostatniej chwili chwyciłam się łóżka. Na moje szczęście, bądź nie, razem z jego pielęgniarką - asystentką przechodzili obok mojej sali, a że z drzwi jest widok na moje łóżko szybko zainterweniowali, a raczej ona zainterweniowała.
- Czy pani jest nie poważna?! - Podbiegła pielęgniarka ratując dyszącą mnie, od upadku na podłogę. - Chce się pani połamać jeszcze bardziej? Albo wybić zęby? - Groziła, sadzając moje osłabione ciało na wózku. Zrobiło mi się na prawdę słabo i dziękowałam Bogu, że przechodzili obok, bo pewnie miałabym z protem połamaną rękę. Natomiast pan Geniusz Dr. Zasrany Tomlinson nie wzruszony patrzył jak mokra od potu dostaje się do łazienki. Dziękuję bardzo za tą jakże udaną poradę lekarza. Dupek. Zgromiłam go tylko wzrokiem zanim zniknął mi z horyzontu, ale znów powróciło do mnie nurtujące pytanie co go łączyło z Liam'em?
Dzisiaj próbował być podejrzanie uprzejmy. Zero sarkastycznych uwag, zero nieuprzejmości. Po prostu był moim lekarzem.
- Mówiłem już, że potrzebujesz dłuższej rekonwalescencji. Miałaś poważny wypadek i nie wiele brakowało żeby została z ciebie roślinka. Pozwól wydobrzeć twojemu organizmowi, bo inaczej wrócisz tu ponownie. - Tłumaczył troskliwie, że aż się go przestraszyłam. Przyjrzałam się tym niebieskim tęczówkom, w których nie zauważyłam poszerzonych źrenic, więc naćpany być nie mógł. Zresztą lekarz w takim stanie zostałby od razu wyrzucony z pracy. O czym ja myślę? Nieco zdezorientowana spojrzałam na dr. Louis'a.
- Słucham? Mógłby pan powtórzyć? Zamyśliłam się. - Prosiłam powtórzenie pytania, ponieważ wpatrywał się we mnie z uniesionymi brwiami.
- Pytałem jak z pani głową i nogami? Nadal drętwieją? - Powtórzył świdrując mnie wzrokiem.
- Nie, znaczy tak, nadal czasami w nocy budzę się, bo mam mrówki na nogach, a z głową jest już w porządku. Nadal nie uleczony mnie z mojej choroby psychicznej, ale na to już za późno, jednak bólu nie czuje. - Uniosłam kącik ust. On się zaśmiał bez cienia zażenowania, czy sarkazmu. Co mu dzisiaj było? Ale skoro może jest w tak dobrym nastroju, to dowiem się czegoś ciekawego?
- Um, doktorze...
- Mów mi Louis. - Przerwał, zaskakując mnie jeszcze bardziej. O nie, nie zapędzajmy się za daleko. Zaraz będziemy na ty, później będzie spędzał ze mną wieczory, a potem może jeszcze wskoczę mu do łóżka? Pan Tomlinson potrzebuje psychiatryka bardziej niż ja.
- Doktorze Tomlinson. - Zobaczyłam w jego oczach nutkę irytacji. Nareszcie! - Co łączy pana i Liama? Wiem, że po raz kolejny zadaję to pytanie, ale przecież widzę, że macie ze sobą coś wspólnego. Czy wy pokłóciliście się o coś? Może o dziewczynę, czy coś? To tylko moje spekulacje, ale widzę, że nie jesteście do siebie nastawieni w przyjacielski sposób. - Na moje ostatnie słowa niezbyt subtelnie prychnął. Widziałam już, że chce się odwrócić i wyjść, ale zatrzymałam go ręką. On tylko obrzucił mnie zimny spojrzeniem, głośno westchnął i przysiadł obok mojego łóżka.
- Nie wiem, czy powinien ci to opowiadać, bo Liam, równie dobrze zrobi to za mnie. Kiedyś chodziliśmy razem do szkoły. Zanim przeniósł się do Manchesteru. Odkąd się poznaliśmy na zajęciach chemicznych zaczęliśmy ze sobą rywalizować. Nawzajem się sabotowaliśmy, co kończyło się słownymi przepychankami. Kiedyś popełniłem poważny błąd i do tej pory żałuje, bo nie tylko zraniłem tym Liama, ale i sobie zaszkodziłem... - W tym momencie wparował do sali nie kto inny jak Liam Payne, aż mi się niedobrze zrobiło jak dostrzegłam jego wzrok, miałam wrażenie, że za chwile chwyci Tomlinsona za kitel i wyrzuci go z pomieszczenia. Złość prawie parowała mu z uszu. Nie wiem jak długo to podsłuchiwał. Lekarz dział na niego jak płachta na byka, co od razu można było wyczytać z jego ściągniętej złością twarzy.
- Wydaję mi się, że pacjenci czekają na obchód doktorze. - Przytaknął powoli głową i powiedział nader spokojnie jak na swój stan. Wiedziałam, że to sztuczne opanowanie.
- Tak, właśnie. Panno Dunst, proszę wziąć te tabletki i jutro do pani zajrzę. - Mężczyzna wstał szybko i wymijając bruneta można było zobaczyć iskry wściekłości przebiegające między ich ciałami. Byłam kompletnie sparaliżowana ich zachowaniem. Patrzyłam na przyjaciela z otwartą buzią.
- Co to miało być do cholery? Mam dosyć ciągłego dociekania co między wami jest albo czego nie ma. Wytłumacz mi co się dzieję, bo inaczej się do ciebie nie odezwę. - Może postąpiłam nieco dziecinnie, ale ta sytuacja działa mi na nerwy. - Payne? - Teraz dopiero ocknął się z osłupienia i spojrzał na mnie spokojniej. Wiedział, że skoro zwracam się do niego po nazwisku, znaczy, że jestem bardzo zła. Prościej mówiąc: wkurwiona. Chłopak usiadł na miejscu lekarza i podrapał się po głowie.
- Od czego by tu zacząć?
- Najlepiej od początku. - Odpowiedziałam praktycznie wchodząc mu w słowo.
- Z tego co już usłyszałaś prowadziliśmy chorą rywalizacje. Robiliśmy sobie na złość na każdym kroku. On był prymusem wszystkich nauczycieli, ciągle im się podlizywał, a ja byłem zwykłym uczniem, z trochę większym talentem niż inni. Nie cierpiałem być w centrum uwagi i tych wszystkich pochwał, ale wśród rówieśników cieszyłem się dużym wyróżnieniem. Lubiłem pomagać innym, odrabiałem za niektórych prace domowe, pomagałem w nauce. A co do tej chemii... No właśnie. Jak na każdych zajęciach musieliśmy zrobić doświadczenia, a im wyższa klasa, tym bardziej one były skomplikowane. Raz musieliśmy zrobić roztwór, który dobrze wyważony mógł posłużyć za nawóz do kwiatów. Jednak jeden błąd i równie dobrze mogliśmy przygotować bombę biologiczną. Ja byłem w to niezły, ale Louis okazał się lepszy. Mimo wszystko uważnie wszystko przygotowywałem. W jednej chwili musiałem pójść do mojego plecaka po coś tam, już nie pamiętam. Kiedy wróciłem wydawało się wszystko w porządku, ale kolejny składnik, który dodałem wywołał kompletnie inną reakcje od zamierzonej. Tym samym z mojej zlewki zaczęło się dymić, a te opary niemalże dusiły mnie i wyżerały od środka. Cała klasa została wyewakuowana z pomieszczenia, a na do środka weszło kilku nauczycieli w specjalnych skafandrach żeby móc to coś usunąć. Ja dostałem dziwnego ataku, na co Louis zaczął się głośno śmiać, bo myślał, że tylko udaję i chce zwrócić na siebie uwagę. Mi nie było do śmiechu, bo od kaszlu bolały mnie żebra, a oczy zalały się łzami. Tamten idiota śmiał się jeszcze głośniej krzycząc, że się marzę jak małe dziecko i pewnie zaraz przyjedzie po mnie mamusia z żeby zabrać mnie do tego psychiatryka, który mam w domu. Ja wylądowałem w szpitalu, na toksykologi z powodu zatrucia oparami, a ze względu na moje marne zdrowie przetrzymali mnie tam dosyć długo...
- Czekaj, czekaj, jakie marne zdrowie? - Przerwałam chłopakowi zdziwiona.
- To nie jest ważne w tej chwili. - Odpowiedział szybko chłopak chcąc się jakoś wydostać z sytuacji.
- Liam, jest. Jesteś na coś chory? - Dopytywałam, bo wiedziałam, że ciężko będzie to z niego wyciągnąć. On był cholernie uparty jak czegoś nie chciał zrobić, ja natomiast byłam cholernie uparta kiedy chciałam się czegoś dowiedzieć. Byliśmy siebie warci.
- Nie, to nic poważnego. - Szybko odpowiadał na co ja gromiłam go wzrokiem, jednocześnie czując napływającą troskę.
- Proszę cię, powiedz mi. Wszystko jest poważne. Powiedziałeś 'a', to teraz powiedz 'b'. - Skwitowałam. Brunet głęboko westchnął spuszczając głowę. Co mu sprawiało tyle trudności?
- Tylko nie miej mi za złe, że ci nie mówiłem wcześniej. To nie jest powód do dumy czy coś. - Westchnął ponownie i tym razem spojrzał mi w oczy. - Od urodzenia żyję z jedną nerką, w ciele mam dwie, jednak jedna jest już martwa, a druga działa w 95%. Jak myślisz, czemu zawsze mało piłem na imprezach, nie palę i co jakiś czas jeżdżę do szpitala? Co pół roku muszę robić badania kontrolne żeby sprawdzić czy nie potrzebuję przeszczepu.
- Ale mówiłeś, że musisz robić badania do pracy, bo macie częste kontrole. Liam i ty mówisz, że to nic poważnego? Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? Znamy się siedem lat, nie wiem, nie ufałeś mi wcześniej?
- Oczywiście, że ufałem i ufam do tej pory, tylko nie chciałem żebyś traktowała mnie inaczej, bo mam jakąś większą wadę. Jestem normalnym chłopakiem. - Wzruszył ramionami nie mówiąc nic więcej. Ja oniemiała po prostu patrzyłam przed siebie przyswajając nagły przypływ informacji. To dlatego mało pił, ale ja zawsze myślałam, że tak już ma, bo nie kręci go alkohol i upijanie się do nieprzytomności. Często powtarzałam Niallowi, żeby brał z niego przykład i próbował chociaż raz nie wyjść z imprezy w eskorcie kogoś, kto wywlecze go do domu.
- A Niall oczywiście wie, prawda? - Na moje pytanie odpowiedział słabym kiwnięciem głowy. - Ok, on jest facetem, on dużo więcej zrozumie. Ok, wszystko jasne.
- Page, nie obrażaj się na mnie. Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale nie miałem powodów. Niall się dopytywał, bo widział, że zbyt często odmawiam. On był pijany więc mu się pożaliłem, bo stwierdziłem, że i tak nie będzie pamiętał.
- Aha. - Odpowiedziałam lakonicznie. Nie wiem czy byłam bardziej zła czy rozczarowana. Niby miał prawo nie rozmawiać o tym ze mną i wolał opowiedzieć o tym kumplowi, ale z drugiej strony byłam również jego przyjaciółką. Przygryzłam wargę i spojrzałam na chłopaka.
- A co z resztą historii? - Spytałam. Niech już w końcu opowie mi to, bo chyba nie wytrzymałabym kolejnego dnia bez domyślania się co między nimi zaszło. Liam uniósł wzrok i kontynuował.
- Przetrzymywali mnie dosyć długo i jak się okazało, to Pomysłowy Louis dolał jakiegoś gówna do mojego roztworu. Z początku to mnie obwiniano o próbę, uwaga, "uśmiercenia klasy", a może nawet i szkoły i mało brakowało, a wylądowałbym w poprawczaku, no bo taki zarzut, od razu wyciągnięto na wokandę. W śledztwie jednak wynikło, że dopóki nie podszedłem do mojego plecaka, wszystko było w porządku i jakiś inny uczeń zeznał, że Tomlinson ukradkiem dolał tam czegoś. Ja zostałem oczyszczony z zarzutów, a że jego rodzice to bogate szychy w Liverpoolu, to nie pozwoliły na to żeby ich syn miał opinię zabójcy, czy coś w tym stylu. Dali w łapę każdemu, kto był zamieszany w śledztwo i tak wszystko ucichło. On jedynie dostał szlaban i obniżyli mu kieszonkowe. To miała być jego kara. - Słuchając przyjaciela coraz szerzej otwierałam oczy ze zdumienia. Sąd? Poprawczak? Matko i córko, on musiał przeżyć mękę.
- Jezu, ja bym chyba psychicznie tego nie wytrzymała. Chyba dlatego przeprowadziłeś się do Menchesteru?
- To był jeden z powodów dlaczego to zrobiłem. Po tej całej aferze niemalże ubłagałem rodziców o przeniesienie mnie gdzie indziej. Ciągle byłem wygwizdany, a czasem ludzie się zaczynali mnie bać. Przerażało mnie to. - Westchnął głęboko, a ja razem z nim. - Przypadkiem tato dostał pracę w Niemczech i ja przeniosłem się do ciotki tutaj. Apropos, to cię pozdrawia. - Uniósł kąciki ust. Lubiłam tą kobietę, była starszą miłą panią, która zawsze potrafiła mnie ugościć jak własne dzieci. Oprócz Liama, mieszkała tam jej wnuczka - Cristal. Była o wiele starsza od nas, ale miałam z nią dobry kontakt. Nie byłyśmy może przyjaciółkami, ale w razie potrzeby mogłam się do niej zwrócić.
- Ją też pozdrów. - Ponownie się zamyśliłam trawiąc te wszystkie wiadomości. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jaką katorgę musiał przechodzić. - Muszę stwierdził, że Louis to dupek i to większy niż myślałam. Jakim cudem został lekarzem?
- To też dla mnie zagadka. Co prawda z biologii i chemii był dobry i jakoś bardzo mnie to nie dziwi. Dla mnie wciąż jest nikim. Nie ważne jaką by teraz okazał skruchę nie zapomnę tego co zrobił. Chociaż z satysfakcją stwierdzam, że moje zachowanie nieco go temperuje. Co jak co, ale zrobił się z niego tchórz.
- Albo się zmienił. Liam, czasem nie warto rozpamiętywać wszystkiego. - Pogłaskałam go po ramieniu, spoglądając na niego troskliwym wzrokiem. - Nie ważne jak bardzo jest irytujący i jak wkurza mnie jego zachowanie, to dzięki niemu jeszcze oddycham i jakby nie było uratował mi życie. - W brązowych oczach bruneta pojawił się ból? Rozgoryczenie? Czy ja coś nie tak powiedziałam. Zmarszczyłam brwi. - O co chodzi?
- Gdyby nie ja, nie byłabyś nawet w szpitalu. Page, może tego nie pamiętasz, ale moment po wypadku udało ci się zadzwonić i to byłem ja. Dzwoniłaś do mnie ledwo oddychając udało ci się wydukać gdzie jesteś. Ty prawie umierałaś, cała krwawiłaś. - Wziął moją rękę i mocno ją ścisnął. - On nie powinien cię nawet dotknąć, ale nic nie mogłem zrobić, bo to on miał dyżur.
- Liam o czym ty mówisz? On tu pracuje i to jego zawód. - Kręciłam głową nie do końca rozumiejąc co bredzi mój przyjaciel.
- On jest zwykłym dupkiem bez uczuć, nie podoba mi się to jak na ciebie patrzył wtedy, kiedy się ocknęłaś. Dominic mi powiedziała, że często lubił ją o ciebie wypytywać, a zwłaszcza gdy się dowiedział, że jestem twoim przyjacielem. Znów próbuje coś namieszać. Nie daj mu się zwieść.
- Nie cierpię go, może nie tak mocno jak ty, ale na pewno nie będę utrzymać z nim kontaktu po za szpitalem. We wtorek wychodzę i od tej pory raczej będę potrzebować twojej pomocy, waszej pomocy. - Potwierdziłam przytaknięciem głowy.
- Mogę się nawet do ciebie przeprowadzić jeśli to potrzebne. - Uśmiechnął się szeroko, na co ja odwzajemniłam jego uśmiech.
- Nie, już Dominica się zaoferowała. Nie wiem, czy już powoli się nie wprowadza, bo ostatnio wspominała, że przeniosła kilka rzeczy do mnie.
- Ugh, no tak, wy kobiety lepiej się dogadacie niżbyś miała wytrzymać z facetem. - Wytknął język. Wywróciłam oczami i roześmiałam się.
- Siedem lat to za mało? Wy więcej mieszkaliśmy razem niżby osobno. Znosiłam pierdzenie i mlaskanie Nialla, twoje marudzenie i zamartwianie się o wszystko i jakoś do tej pory żyję, ale są pewne rzeczy, który sama w tej chwili nie zrobię, a natura nie pozwala mi na to żebyś ty mi w nich pomagał. - Poczułam ciepło na polikach i spuściłam głowę. Mimo olbrzymiego uwielbienia do bruneta, nie mogłabym pozwolić żeby mnie kąpał czy coś, a bez pomocy przez jakiś czas nie dam sobie rady, skoro teraz ledwo stoję o własnych siłach.
- Oj, już dobrze, dobrze. Ale i tak będę cię odwiedzał codziennie.
- I za to cię właśnie uwielbiam. - Uśmiechnęłam się szeroko do niego, zarzucając mu jedną rękę na szyję. Chłopak wstał żeby mnie móc lepiej przytulić, a po chwili uwolniony z moich sideł usiadł z powrotem na krzesło.
_______________
Oto rozdział numer 5. W końcu napisany. Bardzo miło czyta się komentarze, które zostawiacie. Chociaż jest ich mało, to je i tak doceniam. No i mamy ponad 300 wejść. Dzięki za to. Może to nie jest dużo, ale cieszę się, że w ogóle ktoś to czyta. Ten rozdział nieco dłuższy, wszystko przez historię Liama i Louisa. Postanowiłam nie trzymać was w dociekaniach i opisałam to.
Mam nadzieję, że się spodobało i może zaskoczyło. Jeśli przeczytaliście, to zostawcie krótki komentarz. Będę wdzięczna.
See u. xx
- Halo? - Odebrałam zaspanym głosem, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Ojej, nie pomyślałem, że możesz spać. - Usłyszałam irlandzki akcent na co się uśmiechnęłam szeroko i jednocześnie rozbudziłam.
- I tak pewnie zaraz by mnie budzili, bo niedługo muszę przyjąć leki. - Spojrzałam z przekąsem na wielki zegar wiszący na ścianie, na przeciwko mojego łóżka. Nie cierpiałam połykania tych tabletek. Jak tylko włożyłam je do ust, od razu się rozpuszczały i pozostawiały po sobie gorzki smak.
- No to moje szczęście. - Zaśmiał się chłopak.
- Irlandzkie. - Dopowiedziałam na co oboje się roześmialiśmy.
- Jak się czujesz?
- Jest już dużo lepiej i nie wiem czemu mnie tu przetrzymują. Meczą jakimiś bezcelowymi badaniami, a ja wolałabym być w domu, gdzie mogę robić co chce. Na dodatek muszę wykonywać jakieś ćwiczenia, które niby pomogą mi w staniu na nogach. - Narzekałam mu w słuchawkę. Naprawdę miałam poważnie dosyć. Ciągle leżałam pod kroplówkami, chodziło wokół mnie pełno ludzi i bawili się ze mną jak z jajkiem.
- Mogliby mnie już dawno wypuścić.
- Nie narzekaj tak, ważne, że dochodzisz do zdrowia i czujesz się dobrze. Powinnaś się cieszyć, że jesteś rozpieszczana. Ja tam bym się cieszył. - Podsumował Irlandczyk i już widziałam w wyobraźni z jaką miną wzrusza ramionami. Zachciało mi się wesoło śmiać. Ten chłopak zawsze mnie rozśmieszał, czułam od niego bijącą aurę pozytywizmu.
- To ja się z chęcią z tobą wymienię. - Odgryzłam mu się.
- Już przestań. Jak wrócisz do domu jeszcze za tym zatęsknisz. Wiesz przynajmniej kiedy cię wypuszczają?
- Obiecali mi, że w przyszły wtorek. Dzisiaj jest... Co dzisiaj jest właściwie? - Zdezorientowana musiałam zapytać o tak banalną rzecz. Leżenie w szpitalu nie tylko sprawiało, że miałam coraz bardziej dosyć tego miejsca, to jeszcze totalnie odgradzało mnie od życia codziennego.
- Piątek, słonko, piątek. - Zaśmiał się blondyn.
- No to niedługo. Dwa dni temu pierwszy raz wstałam z łóżka i powiem ci, że czułam się jak dziecko uczące się chodzić. Brakowało mi tylko ciężkiego pampersa między nogami. - Zaśmiałam się, na co usłyszałam głośny śmiech chłopaka. Sposób w jaki go traktowałam mogłam opisać jako... braterski zresztą podobnie jest z Liamem. Znam ich już całkiem sporo i od 7 lat jesteśmy praktycznie nierozłączni. Co tu dużo mówić: dobrana z nas paczka.
- Może kupić ci takie na wychodne? Nie wiadomo czy się nie przydadzą. - Zażartował chłopak niemalże krztusząc się śmiechem.
- Baaaardzo zabawne. - Odpowiedziałam sarkastycznie, chociaż rozbawiło mnie to. - Głupek. - Dodałam.
- No, ale wyobraź sobie jakby to wyglądało. Dokupię ci jeszcze smoczek i grzechotkę do zestawu.
- I może jeszcze wózek, którym będziesz mnie woził po parku? I będziesz mnie przewijał i robił kaszki? Nadal ci tak zabawnie? - Z satysfakcją usłyszałam jak chichot chłopaka cichnie. Jemu przydałaby się pielucha i smoczek, bo zachowuję się czasami jak duże dziecko, ale głównie za to go uwielbiałam. Miał w sobie tą chłopięcość i chociaż wyrósł na przystojnego faceta, to i tak ciągle widziałam nastolatka z aparatem na zębach non stop wcinającego co popadnie.
Rozmawialiśmy jeszcze przej jakiś czas o wszystkim i o niczym. Jak to mieliśmy w zwyczaju. On opowiadał o nowej pracy w mało znanym studiu nagraniowym. Lubił to robić, miał smykałkę to tekstów piosenek, do muzyki ogółem. Grał na gitarze, co ubarwiało nasze spotkania, bo bardzo często woził ją ze sobą grając co mu sie żywnie podobało. Z zazdrości do jego umiejętności sama zakupiłam ten instrument i okazało się, że gra na nim nie jest taka łatwa. Palce od przyciskania strun strasznie mnie bolały. Zwłaszcza przy najcieńszej, która przytrzymywałam małym palcem. Niall mówił, że to zupełnie normalne i po dwóch tygodniach nie będę tego czuć. Miał rację, minęły dwa miesiące odkąd się zaczęłam uczyć i szło mi nie najgorzej. Przy pomocy blondyna nauczyłam się wielu chwytów i potrafiłam zagrać kilka piosenek z czego byłam bardzo dumna.
Po ponad godzinnej rozmowie musieliśmy się rozłączyć, ponieważ chłopak miał do załatwienia kilka rzeczy, a ja standardowo musiałam przyjąć lekarstwa. Na samą myśl mnie skręcało.
- Witam pannę Dunst. - Usłyszałam zanim zobaczyłam dr. Tomlinsona. - Jak się pani miewa?
- Wspaniale i jak powtarzam nie wiem dlaczego tu jeszcze leżę. - Uśmiechnęłam się nieco sarkastycznie do mężczyzny. Niemal każdego dnia irytował mnie równie mocno jak bzyczący komar w nocy, które nie daje spać. On myślał, że mnie to na prawdę bawi, a ja odstawiałam szopkę próbując go pozostawić z tym wrażeniem. Jednego dnia na prawdę przegiął, kiedy to stwierdził, że skoro mogę już chodzić, to powinnam sama, bez opieki pielęgniarek kąpać i się i tego typu rzeczy.
Gdy z zaciśniętymi pięściami wstałam, nogi zatrzęsły mi się jak galareta, ale ja silna próbowałam się dźwignąć. Udało mi się, jednak po dwóch męczących krokach w ostatniej chwili chwyciłam się łóżka. Na moje szczęście, bądź nie, razem z jego pielęgniarką - asystentką przechodzili obok mojej sali, a że z drzwi jest widok na moje łóżko szybko zainterweniowali, a raczej ona zainterweniowała.
- Czy pani jest nie poważna?! - Podbiegła pielęgniarka ratując dyszącą mnie, od upadku na podłogę. - Chce się pani połamać jeszcze bardziej? Albo wybić zęby? - Groziła, sadzając moje osłabione ciało na wózku. Zrobiło mi się na prawdę słabo i dziękowałam Bogu, że przechodzili obok, bo pewnie miałabym z protem połamaną rękę. Natomiast pan Geniusz Dr. Zasrany Tomlinson nie wzruszony patrzył jak mokra od potu dostaje się do łazienki. Dziękuję bardzo za tą jakże udaną poradę lekarza. Dupek. Zgromiłam go tylko wzrokiem zanim zniknął mi z horyzontu, ale znów powróciło do mnie nurtujące pytanie co go łączyło z Liam'em?
Dzisiaj próbował być podejrzanie uprzejmy. Zero sarkastycznych uwag, zero nieuprzejmości. Po prostu był moim lekarzem.
- Mówiłem już, że potrzebujesz dłuższej rekonwalescencji. Miałaś poważny wypadek i nie wiele brakowało żeby została z ciebie roślinka. Pozwól wydobrzeć twojemu organizmowi, bo inaczej wrócisz tu ponownie. - Tłumaczył troskliwie, że aż się go przestraszyłam. Przyjrzałam się tym niebieskim tęczówkom, w których nie zauważyłam poszerzonych źrenic, więc naćpany być nie mógł. Zresztą lekarz w takim stanie zostałby od razu wyrzucony z pracy. O czym ja myślę? Nieco zdezorientowana spojrzałam na dr. Louis'a.
- Słucham? Mógłby pan powtórzyć? Zamyśliłam się. - Prosiłam powtórzenie pytania, ponieważ wpatrywał się we mnie z uniesionymi brwiami.
- Pytałem jak z pani głową i nogami? Nadal drętwieją? - Powtórzył świdrując mnie wzrokiem.
- Nie, znaczy tak, nadal czasami w nocy budzę się, bo mam mrówki na nogach, a z głową jest już w porządku. Nadal nie uleczony mnie z mojej choroby psychicznej, ale na to już za późno, jednak bólu nie czuje. - Uniosłam kącik ust. On się zaśmiał bez cienia zażenowania, czy sarkazmu. Co mu dzisiaj było? Ale skoro może jest w tak dobrym nastroju, to dowiem się czegoś ciekawego?
- Um, doktorze...
- Mów mi Louis. - Przerwał, zaskakując mnie jeszcze bardziej. O nie, nie zapędzajmy się za daleko. Zaraz będziemy na ty, później będzie spędzał ze mną wieczory, a potem może jeszcze wskoczę mu do łóżka? Pan Tomlinson potrzebuje psychiatryka bardziej niż ja.
- Doktorze Tomlinson. - Zobaczyłam w jego oczach nutkę irytacji. Nareszcie! - Co łączy pana i Liama? Wiem, że po raz kolejny zadaję to pytanie, ale przecież widzę, że macie ze sobą coś wspólnego. Czy wy pokłóciliście się o coś? Może o dziewczynę, czy coś? To tylko moje spekulacje, ale widzę, że nie jesteście do siebie nastawieni w przyjacielski sposób. - Na moje ostatnie słowa niezbyt subtelnie prychnął. Widziałam już, że chce się odwrócić i wyjść, ale zatrzymałam go ręką. On tylko obrzucił mnie zimny spojrzeniem, głośno westchnął i przysiadł obok mojego łóżka.
- Nie wiem, czy powinien ci to opowiadać, bo Liam, równie dobrze zrobi to za mnie. Kiedyś chodziliśmy razem do szkoły. Zanim przeniósł się do Manchesteru. Odkąd się poznaliśmy na zajęciach chemicznych zaczęliśmy ze sobą rywalizować. Nawzajem się sabotowaliśmy, co kończyło się słownymi przepychankami. Kiedyś popełniłem poważny błąd i do tej pory żałuje, bo nie tylko zraniłem tym Liama, ale i sobie zaszkodziłem... - W tym momencie wparował do sali nie kto inny jak Liam Payne, aż mi się niedobrze zrobiło jak dostrzegłam jego wzrok, miałam wrażenie, że za chwile chwyci Tomlinsona za kitel i wyrzuci go z pomieszczenia. Złość prawie parowała mu z uszu. Nie wiem jak długo to podsłuchiwał. Lekarz dział na niego jak płachta na byka, co od razu można było wyczytać z jego ściągniętej złością twarzy.
- Wydaję mi się, że pacjenci czekają na obchód doktorze. - Przytaknął powoli głową i powiedział nader spokojnie jak na swój stan. Wiedziałam, że to sztuczne opanowanie.
- Tak, właśnie. Panno Dunst, proszę wziąć te tabletki i jutro do pani zajrzę. - Mężczyzna wstał szybko i wymijając bruneta można było zobaczyć iskry wściekłości przebiegające między ich ciałami. Byłam kompletnie sparaliżowana ich zachowaniem. Patrzyłam na przyjaciela z otwartą buzią.
- Co to miało być do cholery? Mam dosyć ciągłego dociekania co między wami jest albo czego nie ma. Wytłumacz mi co się dzieję, bo inaczej się do ciebie nie odezwę. - Może postąpiłam nieco dziecinnie, ale ta sytuacja działa mi na nerwy. - Payne? - Teraz dopiero ocknął się z osłupienia i spojrzał na mnie spokojniej. Wiedział, że skoro zwracam się do niego po nazwisku, znaczy, że jestem bardzo zła. Prościej mówiąc: wkurwiona. Chłopak usiadł na miejscu lekarza i podrapał się po głowie.
- Od czego by tu zacząć?
- Najlepiej od początku. - Odpowiedziałam praktycznie wchodząc mu w słowo.
- Z tego co już usłyszałaś prowadziliśmy chorą rywalizacje. Robiliśmy sobie na złość na każdym kroku. On był prymusem wszystkich nauczycieli, ciągle im się podlizywał, a ja byłem zwykłym uczniem, z trochę większym talentem niż inni. Nie cierpiałem być w centrum uwagi i tych wszystkich pochwał, ale wśród rówieśników cieszyłem się dużym wyróżnieniem. Lubiłem pomagać innym, odrabiałem za niektórych prace domowe, pomagałem w nauce. A co do tej chemii... No właśnie. Jak na każdych zajęciach musieliśmy zrobić doświadczenia, a im wyższa klasa, tym bardziej one były skomplikowane. Raz musieliśmy zrobić roztwór, który dobrze wyważony mógł posłużyć za nawóz do kwiatów. Jednak jeden błąd i równie dobrze mogliśmy przygotować bombę biologiczną. Ja byłem w to niezły, ale Louis okazał się lepszy. Mimo wszystko uważnie wszystko przygotowywałem. W jednej chwili musiałem pójść do mojego plecaka po coś tam, już nie pamiętam. Kiedy wróciłem wydawało się wszystko w porządku, ale kolejny składnik, który dodałem wywołał kompletnie inną reakcje od zamierzonej. Tym samym z mojej zlewki zaczęło się dymić, a te opary niemalże dusiły mnie i wyżerały od środka. Cała klasa została wyewakuowana z pomieszczenia, a na do środka weszło kilku nauczycieli w specjalnych skafandrach żeby móc to coś usunąć. Ja dostałem dziwnego ataku, na co Louis zaczął się głośno śmiać, bo myślał, że tylko udaję i chce zwrócić na siebie uwagę. Mi nie było do śmiechu, bo od kaszlu bolały mnie żebra, a oczy zalały się łzami. Tamten idiota śmiał się jeszcze głośniej krzycząc, że się marzę jak małe dziecko i pewnie zaraz przyjedzie po mnie mamusia z żeby zabrać mnie do tego psychiatryka, który mam w domu. Ja wylądowałem w szpitalu, na toksykologi z powodu zatrucia oparami, a ze względu na moje marne zdrowie przetrzymali mnie tam dosyć długo...
- Czekaj, czekaj, jakie marne zdrowie? - Przerwałam chłopakowi zdziwiona.
- To nie jest ważne w tej chwili. - Odpowiedział szybko chłopak chcąc się jakoś wydostać z sytuacji.
- Liam, jest. Jesteś na coś chory? - Dopytywałam, bo wiedziałam, że ciężko będzie to z niego wyciągnąć. On był cholernie uparty jak czegoś nie chciał zrobić, ja natomiast byłam cholernie uparta kiedy chciałam się czegoś dowiedzieć. Byliśmy siebie warci.
- Nie, to nic poważnego. - Szybko odpowiadał na co ja gromiłam go wzrokiem, jednocześnie czując napływającą troskę.
- Proszę cię, powiedz mi. Wszystko jest poważne. Powiedziałeś 'a', to teraz powiedz 'b'. - Skwitowałam. Brunet głęboko westchnął spuszczając głowę. Co mu sprawiało tyle trudności?
- Tylko nie miej mi za złe, że ci nie mówiłem wcześniej. To nie jest powód do dumy czy coś. - Westchnął ponownie i tym razem spojrzał mi w oczy. - Od urodzenia żyję z jedną nerką, w ciele mam dwie, jednak jedna jest już martwa, a druga działa w 95%. Jak myślisz, czemu zawsze mało piłem na imprezach, nie palę i co jakiś czas jeżdżę do szpitala? Co pół roku muszę robić badania kontrolne żeby sprawdzić czy nie potrzebuję przeszczepu.
- Ale mówiłeś, że musisz robić badania do pracy, bo macie częste kontrole. Liam i ty mówisz, że to nic poważnego? Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? Znamy się siedem lat, nie wiem, nie ufałeś mi wcześniej?
- Oczywiście, że ufałem i ufam do tej pory, tylko nie chciałem żebyś traktowała mnie inaczej, bo mam jakąś większą wadę. Jestem normalnym chłopakiem. - Wzruszył ramionami nie mówiąc nic więcej. Ja oniemiała po prostu patrzyłam przed siebie przyswajając nagły przypływ informacji. To dlatego mało pił, ale ja zawsze myślałam, że tak już ma, bo nie kręci go alkohol i upijanie się do nieprzytomności. Często powtarzałam Niallowi, żeby brał z niego przykład i próbował chociaż raz nie wyjść z imprezy w eskorcie kogoś, kto wywlecze go do domu.
- A Niall oczywiście wie, prawda? - Na moje pytanie odpowiedział słabym kiwnięciem głowy. - Ok, on jest facetem, on dużo więcej zrozumie. Ok, wszystko jasne.
- Page, nie obrażaj się na mnie. Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale nie miałem powodów. Niall się dopytywał, bo widział, że zbyt często odmawiam. On był pijany więc mu się pożaliłem, bo stwierdziłem, że i tak nie będzie pamiętał.
- Aha. - Odpowiedziałam lakonicznie. Nie wiem czy byłam bardziej zła czy rozczarowana. Niby miał prawo nie rozmawiać o tym ze mną i wolał opowiedzieć o tym kumplowi, ale z drugiej strony byłam również jego przyjaciółką. Przygryzłam wargę i spojrzałam na chłopaka.
- A co z resztą historii? - Spytałam. Niech już w końcu opowie mi to, bo chyba nie wytrzymałabym kolejnego dnia bez domyślania się co między nimi zaszło. Liam uniósł wzrok i kontynuował.
- Przetrzymywali mnie dosyć długo i jak się okazało, to Pomysłowy Louis dolał jakiegoś gówna do mojego roztworu. Z początku to mnie obwiniano o próbę, uwaga, "uśmiercenia klasy", a może nawet i szkoły i mało brakowało, a wylądowałbym w poprawczaku, no bo taki zarzut, od razu wyciągnięto na wokandę. W śledztwie jednak wynikło, że dopóki nie podszedłem do mojego plecaka, wszystko było w porządku i jakiś inny uczeń zeznał, że Tomlinson ukradkiem dolał tam czegoś. Ja zostałem oczyszczony z zarzutów, a że jego rodzice to bogate szychy w Liverpoolu, to nie pozwoliły na to żeby ich syn miał opinię zabójcy, czy coś w tym stylu. Dali w łapę każdemu, kto był zamieszany w śledztwo i tak wszystko ucichło. On jedynie dostał szlaban i obniżyli mu kieszonkowe. To miała być jego kara. - Słuchając przyjaciela coraz szerzej otwierałam oczy ze zdumienia. Sąd? Poprawczak? Matko i córko, on musiał przeżyć mękę.
- Jezu, ja bym chyba psychicznie tego nie wytrzymała. Chyba dlatego przeprowadziłeś się do Menchesteru?
- To był jeden z powodów dlaczego to zrobiłem. Po tej całej aferze niemalże ubłagałem rodziców o przeniesienie mnie gdzie indziej. Ciągle byłem wygwizdany, a czasem ludzie się zaczynali mnie bać. Przerażało mnie to. - Westchnął głęboko, a ja razem z nim. - Przypadkiem tato dostał pracę w Niemczech i ja przeniosłem się do ciotki tutaj. Apropos, to cię pozdrawia. - Uniósł kąciki ust. Lubiłam tą kobietę, była starszą miłą panią, która zawsze potrafiła mnie ugościć jak własne dzieci. Oprócz Liama, mieszkała tam jej wnuczka - Cristal. Była o wiele starsza od nas, ale miałam z nią dobry kontakt. Nie byłyśmy może przyjaciółkami, ale w razie potrzeby mogłam się do niej zwrócić.
- Ją też pozdrów. - Ponownie się zamyśliłam trawiąc te wszystkie wiadomości. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jaką katorgę musiał przechodzić. - Muszę stwierdził, że Louis to dupek i to większy niż myślałam. Jakim cudem został lekarzem?
- To też dla mnie zagadka. Co prawda z biologii i chemii był dobry i jakoś bardzo mnie to nie dziwi. Dla mnie wciąż jest nikim. Nie ważne jaką by teraz okazał skruchę nie zapomnę tego co zrobił. Chociaż z satysfakcją stwierdzam, że moje zachowanie nieco go temperuje. Co jak co, ale zrobił się z niego tchórz.
- Albo się zmienił. Liam, czasem nie warto rozpamiętywać wszystkiego. - Pogłaskałam go po ramieniu, spoglądając na niego troskliwym wzrokiem. - Nie ważne jak bardzo jest irytujący i jak wkurza mnie jego zachowanie, to dzięki niemu jeszcze oddycham i jakby nie było uratował mi życie. - W brązowych oczach bruneta pojawił się ból? Rozgoryczenie? Czy ja coś nie tak powiedziałam. Zmarszczyłam brwi. - O co chodzi?
- Gdyby nie ja, nie byłabyś nawet w szpitalu. Page, może tego nie pamiętasz, ale moment po wypadku udało ci się zadzwonić i to byłem ja. Dzwoniłaś do mnie ledwo oddychając udało ci się wydukać gdzie jesteś. Ty prawie umierałaś, cała krwawiłaś. - Wziął moją rękę i mocno ją ścisnął. - On nie powinien cię nawet dotknąć, ale nic nie mogłem zrobić, bo to on miał dyżur.
- Liam o czym ty mówisz? On tu pracuje i to jego zawód. - Kręciłam głową nie do końca rozumiejąc co bredzi mój przyjaciel.
- On jest zwykłym dupkiem bez uczuć, nie podoba mi się to jak na ciebie patrzył wtedy, kiedy się ocknęłaś. Dominic mi powiedziała, że często lubił ją o ciebie wypytywać, a zwłaszcza gdy się dowiedział, że jestem twoim przyjacielem. Znów próbuje coś namieszać. Nie daj mu się zwieść.
- Nie cierpię go, może nie tak mocno jak ty, ale na pewno nie będę utrzymać z nim kontaktu po za szpitalem. We wtorek wychodzę i od tej pory raczej będę potrzebować twojej pomocy, waszej pomocy. - Potwierdziłam przytaknięciem głowy.
- Mogę się nawet do ciebie przeprowadzić jeśli to potrzebne. - Uśmiechnął się szeroko, na co ja odwzajemniłam jego uśmiech.
- Nie, już Dominica się zaoferowała. Nie wiem, czy już powoli się nie wprowadza, bo ostatnio wspominała, że przeniosła kilka rzeczy do mnie.
- Ugh, no tak, wy kobiety lepiej się dogadacie niżbyś miała wytrzymać z facetem. - Wytknął język. Wywróciłam oczami i roześmiałam się.
- Siedem lat to za mało? Wy więcej mieszkaliśmy razem niżby osobno. Znosiłam pierdzenie i mlaskanie Nialla, twoje marudzenie i zamartwianie się o wszystko i jakoś do tej pory żyję, ale są pewne rzeczy, który sama w tej chwili nie zrobię, a natura nie pozwala mi na to żebyś ty mi w nich pomagał. - Poczułam ciepło na polikach i spuściłam głowę. Mimo olbrzymiego uwielbienia do bruneta, nie mogłabym pozwolić żeby mnie kąpał czy coś, a bez pomocy przez jakiś czas nie dam sobie rady, skoro teraz ledwo stoję o własnych siłach.
- Oj, już dobrze, dobrze. Ale i tak będę cię odwiedzał codziennie.
- I za to cię właśnie uwielbiam. - Uśmiechnęłam się szeroko do niego, zarzucając mu jedną rękę na szyję. Chłopak wstał żeby mnie móc lepiej przytulić, a po chwili uwolniony z moich sideł usiadł z powrotem na krzesło.
_______________
Oto rozdział numer 5. W końcu napisany. Bardzo miło czyta się komentarze, które zostawiacie. Chociaż jest ich mało, to je i tak doceniam. No i mamy ponad 300 wejść. Dzięki za to. Może to nie jest dużo, ale cieszę się, że w ogóle ktoś to czyta. Ten rozdział nieco dłuższy, wszystko przez historię Liama i Louisa. Postanowiłam nie trzymać was w dociekaniach i opisałam to.
Mam nadzieję, że się spodobało i może zaskoczyło. Jeśli przeczytaliście, to zostawcie krótki komentarz. Będę wdzięczna.
See u. xx
Okej, jestem, chyba pierwsza, z tego, co widzę :) Nie mogłam się doczekać tego rozdziału, bo bardzo mnie zaintrygowałaś. No i nie zawiodłam się, zupełnie nie.
OdpowiedzUsuńCała ta historia z Louisem... Chemia to również mój ulubiony przedmiot, więc czułam się jak ryba w wodzie, czytając to :D Aż nie wierzę, tak jak Liam, że taki człowiek został lekarzem... Z drugiej strony, wydaje mi się, że przez te kilka lat trochę się zmienił i jestem ciekawa, co z tego wyniknie... Poza tym, jego podejście do Page jest... dziwne. To mnie intryguje jeszcze bardziej :D
Poza tym, było mi przykro razem z nią, kiedy okazało się, że Liam ukrywał przed nią to wszystko... Ale mimo to, uwielbiam Nialla i Payne'a, takich przyjaciół chciałabym mieć :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, informuj mnie, proszę :)
Ach, przyzwyczaj się do takiej długości komentarzy, nie umiem inaczej :)
fasierjgtejof;e *.*
OdpowiedzUsuńnie wiem, dlaczego masz tak mało czytelników. przecież jesteś wspaniała! i TO jest wspaniałe. mało kto potrafi tak wszystko zaplanować, by zaintrygować czytelnika do tego stopnia, by po skończonym rozdziale zastanawiał się co dalej (tak było ze mną). jak zwykle mam dylemat, kogo shipować bardziej - Page i Liama, czy Page i Louisa. obaj są, sadfklgujair.
no i zrobiło mi się żal Li kiedy opowidał o swojej nerce i problemach ze zdrowiem :c
mam nadzieję że będziesz miała wenę i szybko coś napiszesz :) czekam!
buziaki,
@BloodyDame