- Gotowa? - Zapytał Liam, kiedy zamknęłam drzwi od jego wysłużonego Jeepa. Siedząc obok kierowcy mogłam obserwować sposób w jaki prowadzi. Był dziwnie opanowany. Być może lepiej udawał ode mnie. Ja tylko ślepo wpatrywałam się w ulicę, tak naprawdę myśląc o niczym. Nie chciałam zaśmiecać umysłu przypuszczeniami i wyobraźniami po to żeby się później rozczarować. Mam tylko nadzieję, że nie pęknę bądź wybuchnę niepotrzebnie i narobię wstydu zarówno mi jak i Jerremiemu.
- Nie martw się. - Położył dłoń ma mojej ręce przyjaciel. Potarł ją lekko, a potem ścisnął. Doceniałam wsparcie, a on był jedyny w tym momencie. Dominic pod wieczór wysłała mi SMSa, że jej nie będzie na noc, bo umówiła się ze swoją znajomą z pracy. Nie miałam nic przeciwko, na dodatek miałam Liam'a pod ręką, który został ze mną aż nie zasnęłam. Po obudzeniu przyjaciółka już była w domu i odprawiłyśmy codzienną toaletę, w której mi musiała jeszcze pomagać. Około 14 przyjechał Liam i tak o to jestem w samochodzie. Jadę na dosyć decydujące spotkanie z byłym chłopakiem. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnimy i zakończymy naszą znajomość tak jak powinniśmy. Boję się tylko, że on mnie znów onieśmieli, będę się jedynie wpatrywać jak zaklęta w czasie kiedy on będzie coś mówił. Sparaliżują mnie wspomnienia, które były od tylu lat zamknięte w jednej z szuflad w moim umyśle. Tylko ten blondyn miał do niej dostęp i mógł ją otworzyć jednym słowem, bądź gestem. A tego chciałam za wszelką cenę uniknąć.
- Za dużo myślisz, nie analizuj wszystkiego, bo dostaniesz szału. - Spojrzałam na bruneta i uniosłam kącik ust odpowiadając mu tym samym na jego stwierdzenie. On tylko przeciągle westchnął i wrócił wzrokiem na drogę. Czułam, że mam poważną wadę emocjonalną. Jeszcze nikt nie zastąpił miejsca Jerremiego. Nikt nawet w połowie nie pasował w tą lukę. Chociaż starałam się poczuć coś do kogokolwiek, już na początku przeczuwałam, że nic z tego nie będzie. Każde miłe słowo, jakikolwiek komplement, czy prezent prawie w ogóle na mnie nie działał. Nie czułam motylków w brzuchu, ani ciepła w sercu. Nic. Przez te cztery lata nie kochałam. I to stawało się męczące, pomimo, że życie towarzyskie miałam całkiem wesołe, zważywszy na wspaniałych znajomych.
- Jesteśmy na miejscu. - Nawet nie zauważyłam, kiedy Liam podjechał na parking przed restauracją i zgasił silnik. Wysiadł z samochodu, otworzył drzwi z mojej strony i niemalże jak dziecko mnie wysadził, bo jego pojazd był na prawdę wysoki, a siła moich nóg wciąż nie była wystarczająco duża do samodzielnego wydostania się.
- Dziękuję. - Powiedziałam do przyjaciela, w momencie dotknięcia stopami ziemi. Szybko chwyciłam kule, które mi podał i stanęłam o własnych siłach. Modliłam się w duchy żeby jeszcze GO nie było. Mogłam wtedy usiąść i prawie niczego się nie domyśli.
- Zadzwoń jak będziesz chciała wracać. - Brunet posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, a po chwili uśmiechnął się i zostawił dodającego otuchy buziaka na poliku. Rozpromieniłam się nieco, ale w chwili, gdy ja przekroczyłam próg restauracji, a za sobą usłyszałam dźwięk odjeżdżającego auta, natychmiast mój umysł zalało tysiące myśli. W większości niezbyt pozytywnych. Powoli szłam do małej ambony, za którą stała młoda kelnerka, jak nic młodsza ode mnie.
- Dzień dobry, czy ma pani rezerwacje? - Odezwała się przede mną dziewczyna.
- Um... chyba tak, Fitcy, jest może? - Miałam wrażenie, że kiedy usłyszała to nazwisko, dziwnie zmienił się wyraz jej twarzy, albo ja świruję.
- Tak, oczywiście, zapraszam. - Chwyciła dwie karty menu i poprowadziła mnie do dwuosobowego stolika zaraz przy wielkim oknie lokalu. Generalnie urządzony był całkiem nowocześnie. Prostota i minimalizm. Każdy stolik był oświetlany przez gustowny żyrandol z białym abażurem, tworzący spłaszczony walec, a krzesła były całe w skórze. Białej na dodatek. Dominowały ciemne barwy, jak czekolada, czerń, czy ognista czerwień, jednak ta biel była ich przebiciem. Cóż, na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest tu drogo. No i się nie pomyliłam spoglądając w spis dań. Każde z nich kosztowało powyżej 20 funtów. Oczywiście były takie rzeczy za 5 czy 10, z tym że nie to nie były zdecydowanie żadne dania. Uratował mnie fakt, że przy latte widnieje 6 funtów, które przyjęłam z ulgą.
- Dzień dobry. - Zagrzmiał głos niczym piorun w moich uszach. Bardzo powoli odchyliłam menu sprzed oczu i gorzko pożałowałam mojej decyzji.
- Dzień dobry. - Odpowiedziałam najpewniej jak potrafiłam, szkoda tylko, że mój żołądek ścisnął się do rozmiarów orzecha włoskiego, a serce zaczęło mi bić zdecydowanie za szybko. Wzięłam głęboki oddech i obserwowałam jak na przeciwko mnie zajmuje miejsce Jerremy.
- Miło mi cię widzieć. - Formalny ton jego głosu nie oddawał jego zmartwionego spojrzenia. Zmienił się. Stał się dorosłym mężczyzną z jasnym zarostem i kilkoma kurzymi łapkami w kącikach oczu. Przełknęłam głośno ślinę chcąc jak najszybciej zakończyć to spotkanie. Im bardziej mu się przyglądałam, tym mocniej kręciło mi się głowie. Wspomnienia napływały falami, a ja nic nie mogłam z tym zrobić.
- Dobrze wyglądasz. - Stwierdziłam, chcąc przebić zbyt ciężką ciszę.
- Ty również, napijesz się czegoś? - On się mnie bał? Wyglądał jak jeleń, który wbiega przed jadący samochód.
- Tak, latte poproszę. - Nawet nie zwróciłam uwagi, że przy nas pojawiła się ta sama dziewczyna, która przyprowadziła mnie do stolika. Widać było jak bardzo chce zwrócić na siebie uwagę Jerremiego, a on jakoś nie szczególnie się tym interesował. Szybko zebrała nasze zamówienia i odeszła.
- Jak tam w Nowym Jorku? Twoja kariera kwitnie? - Zapytałam starając się używać jak najmniej sarkastycznego tonu, który o dziwo się we mnie budował.
- Tak, całkiem niedawno skończyłem ogromny projekt, który miał objąć nowy hotel niedaleko Central Parku. Łatwo nie było, ale dałem radę. Powiedz mi lepiej jak twoja kariera? - Zapytał, tak po prostu. Tak bez żadnego zainteresowania, byleby zapytać żeby pociągnąć temat. Zabolało mnie, to.
- Obchodzi cię to specjalnie? - Zabrzmiałam ostrzej niż powinnam. Widać, że się spłoszył, co przyjęłam z satysfakcją.
- Oczywiście, że tak. - Wziął długi i głęboki oddech, a po chwili wypuścił powietrze z płuc. - Sam cię o to poprosiłem, więc próbuję dowiedzieć się czy nie popełniłaś błędu.
- Błędem było to, że cię wybrałam. - Zakpiłam, natychmiast go uciszając. Spojrzał mi głęboko w oczy, tymi swoimi piekielnie niebieskimi tęczówkami. Nie oderwał wzroku, a bacznie prowadził ze mną mentalną przepychankę, jednocześnie walcząc ze sobą. Boli prawda?
- Myślałem, że po czterech latach coś się zmieniło. - Odparł w końcu. Bicie mojego serca wciąż było o wiele za mocne, a przez ciało przechodziło nieprzyjemne uczucie. Ta rozmowa nie mogła się dobrze skończyć, ale jak się powiedziało 'A', to trzeba powiedzieć 'B'.
- Zmieniło się, ale to, że się z tym pogodziłam nie oznaczało, że wybaczyłam i zapomniałam. Nie powinno cię to dziwić. Zostawiłeś mnie z dnia na dzień, zostawiając marny liścik, myśląc, że może jeszcze będę cię szukać i pogratuluję wyboru. Odkąd cię znałam wydałeś się taki dojrzały, a okazałeś się gorszy niż dziecko. -Wyrzucałam z siebie słowa wkładając w nie całą moją rozpacz, tęsknotę i ból jaki mi sprawił. Od kilku sekund obraz powoli stawał się rozmazany od wzbierających łez. Wzięłam głęboki oddech z drżącą wargą. - Zmieniło się o wiele za mało. Nie chcę żebyś znów mieszał mi w głowie. - Załkałam wbrew mojej woli. Miałam ochotę po prostu odejść i nie widzieć go ponownie, ale nawet nie mogłam normalnie wstać. Jerremy za to najzwyczajniej w świecie milczał przypatrując mi się. Nic nie mówił. Nie wiem jak wyglądał dokładnie, bo słony płyn ciągle zalegał mi na oczach. Zamknęłam je i po raz kolejny nabrałam haust powietrza do płuc. On nie jest wart, powtarzałam sobie w myślach, ale ciągle czułam wzmagający się szloch, który chciał wydostać się z mojej piersi.
- Nic nie powiesz?! - Wybuchłam otwierając powieki. Blondyn siedział z przytkniętą pięścią do ust i przyglądał się jak z sekundy na sekundę rozpadam się na kawałki. Zauważyłam, że drży mu ręka.
- Co mam powiedzieć? Że żałuje, że wciąż o tobie pamiętam, że całymi dniami potrafię tęsknić? Tak, brakuje mi ciebie, brakowało mi tego jak się uśmiechałaś, kiedy codziennie otwierałaś mi drzwi. Brakuje mi tego jak mogliśmy przeleżeć cały dzień oglądając film, którego nawet nie rozumieliśmy. Brakuje mi tego, że potrafiłaś usnąć leżąc przytulona do mnie i nigdy ci się nic nie śniło. Brak...
- Przestań! - Nie mogłam znieść napływu wspomnień, kiedy wypowiadał każde 'brakuje mi'. Mimo długiego czasu, jaki minął one wciąż były żywe. Wciąż wypalały dziurę w moim umyślę. I sercu.
- Pozwól mi dokończyć. - Poprosił, a ja tylko zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć w jego tęskne spojrzenie. - Chciałbym cofnąć czas i to naprawić, załatwić lepiej. Nie mogę tego zrobić. Nigdy nie żałowałem chociaż jednej sekundy z naszego związku, ale mamy dwa różne życia. Nic nie poradzę na to, że trafiła mi się taka, a nie inna oferta. Uwierz mi, proszę, że kochałem cię ponad życie, ale kiedyś obiecałem nie tylko sobie, ale i rodzicom, że najpierw zapewniam sobie przyszłość, a później jest czas na miłość.
- Jesteś... jesteś... - Nie mogłam nawet określić jakim człowiekiem w tym momencie okazał się Fitcy. Czułam jak chłód oblewa każda komórkę mojego ciała. - Nienawidzę, cię Fitcy. - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby i wstałam gwałtownie, co od razu skończyło się bólem w nogach i opadnięciem z powrotem na krzesło. - Kurwa. - Zaklęłam siarczyście chwytając kule. Szybko ułożyłam w nich ręce i dopiero wtedy mogłam wstać.
- Co ci się stało? - Zapytał z troską i bólem w głosie Jerremy. Próbowałam się nie odwrócić, ale moja siła woli jest cholernie słaba. Odwróciłam nieco głowę i posłałam mu spojrzenie z tytułu "bez kija nie podchodź"
- Nie twój pieprzony interes. - Wyszłam najszybciej jak się dało na zatłoczoną ulicę. Frustracja przeszyła moje ciało, bo chciałam biec, uciec od niego i tego jak bardzo zabolały mnie jego słowa, ale nie mogłam przez te cholerne nogi. Westchnęłam przeciągle i oparłam się o mur jakiegoś budynku. Zauważyłam, że niedaleko jest sympatyczny park, chociaż w tej chwili wydawał się równie beznadziejny jak sytuacja, w której się znalazłam. Pokulałam w miarę sprawie w jego kierunku i przysiadłam na pierwszej ławce tuż przy małej fontanience z aniołkiem na środku, z buzi którego wypływał strumyk wody. Odrzuciłam kule na bok i mogłam w spokoju się rozpłakać. Szloch, o wiele za głośny wydarł się z mojego gardła, a ja nie bardzo nad sobą panując ukryłam twarz w dłoniach. Miałam głęboko gdzieś, że makijaż będzie duża czarną plamą wokół moich oczu. Ważne, że bez większej publiczności mogłam płakać.
Poczułam oplatające mnie ramiona i ciepło ciała, które obok mnie usiadło.
- I ty jeszcze masz czelność mnie dotykać? - Zakpiłam nawet nie spoglądając w jego stronę. Czułam jak pochyla mnie ku sobie, a ja bezwiednie opadłam na jego tors. Poczułam ten sam zapach, co cztery lata temu, poczułam to samo ciepło, które zapewniało mi bezpieczeństwo. Zamiast uderzyć go kulą, wyrywać mu się, ja pozwalałam żeby mnie pocieszał. Paradoksalnie on był powodem moich łez. Nienawidziłam siebie w tej chwili tak bardzo, że jeszcze bardziej zaniosłam się płaczem.
- Przepraszam, Page, ja ciebie przepraszam. - Szeptał mi swoim niskim głosem, a ja jeszcze zaplotłam ręce na jego talii i mocniej się w niego wtuliłam. Odchyliłam się trochę żeby móc spojrzeć mu w oczy.
- Obiecaj mi, że kiedy się pożegnamy, już nigdy nie pojawisz się w moim życiu. - Powiedziałam twardym głosem.
- Obiecuje. - Wyszeptał owiewając mnie ciepłym oddechem. Chwycił palcami mój podbródek i musnął moje wargi swoimi. Jak muśniecie motyla, a moja reakcja była tak desperacka, że aż boli. Położyłam dłonie na jego policzkach i przywarłam do jego ust chcąc pokazać mu, jak bardzo mi go brakowało, jak mocno go kochałam i teraz równie mocno nienawidzę. On nie próżnował i równie mocno odwzajemniał ten pocałunek wprawiając nasze języki we wspólny taniec. Przez ułamek sekundy poczułam się jak dawniej, ale co dobre kiedyś się musi skończyć.
- Uważaj, jak chodzić kretynie! - Ktoś niemalże wdarł się między moje myśli. Zaraz po tym usłyszałam niemrawe przepraszam, które było wypowiedziane doskonale znajomym mi irlandzkim akcentem. Gwałtownie odsunęłam się od Jerremiego i odwróciłam głowę w kierunku głosów.
- Niall. - Szepnęłam, a do oczu znów napłynęły mi kolejne łzy, zasłaniając obraz odchodzącego chłopaka z blond czupryną.
____________
TAMDAM! :)
- Nie martw się. - Położył dłoń ma mojej ręce przyjaciel. Potarł ją lekko, a potem ścisnął. Doceniałam wsparcie, a on był jedyny w tym momencie. Dominic pod wieczór wysłała mi SMSa, że jej nie będzie na noc, bo umówiła się ze swoją znajomą z pracy. Nie miałam nic przeciwko, na dodatek miałam Liam'a pod ręką, który został ze mną aż nie zasnęłam. Po obudzeniu przyjaciółka już była w domu i odprawiłyśmy codzienną toaletę, w której mi musiała jeszcze pomagać. Około 14 przyjechał Liam i tak o to jestem w samochodzie. Jadę na dosyć decydujące spotkanie z byłym chłopakiem. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnimy i zakończymy naszą znajomość tak jak powinniśmy. Boję się tylko, że on mnie znów onieśmieli, będę się jedynie wpatrywać jak zaklęta w czasie kiedy on będzie coś mówił. Sparaliżują mnie wspomnienia, które były od tylu lat zamknięte w jednej z szuflad w moim umyśle. Tylko ten blondyn miał do niej dostęp i mógł ją otworzyć jednym słowem, bądź gestem. A tego chciałam za wszelką cenę uniknąć.
- Za dużo myślisz, nie analizuj wszystkiego, bo dostaniesz szału. - Spojrzałam na bruneta i uniosłam kącik ust odpowiadając mu tym samym na jego stwierdzenie. On tylko przeciągle westchnął i wrócił wzrokiem na drogę. Czułam, że mam poważną wadę emocjonalną. Jeszcze nikt nie zastąpił miejsca Jerremiego. Nikt nawet w połowie nie pasował w tą lukę. Chociaż starałam się poczuć coś do kogokolwiek, już na początku przeczuwałam, że nic z tego nie będzie. Każde miłe słowo, jakikolwiek komplement, czy prezent prawie w ogóle na mnie nie działał. Nie czułam motylków w brzuchu, ani ciepła w sercu. Nic. Przez te cztery lata nie kochałam. I to stawało się męczące, pomimo, że życie towarzyskie miałam całkiem wesołe, zważywszy na wspaniałych znajomych.
- Jesteśmy na miejscu. - Nawet nie zauważyłam, kiedy Liam podjechał na parking przed restauracją i zgasił silnik. Wysiadł z samochodu, otworzył drzwi z mojej strony i niemalże jak dziecko mnie wysadził, bo jego pojazd był na prawdę wysoki, a siła moich nóg wciąż nie była wystarczająco duża do samodzielnego wydostania się.
- Dziękuję. - Powiedziałam do przyjaciela, w momencie dotknięcia stopami ziemi. Szybko chwyciłam kule, które mi podał i stanęłam o własnych siłach. Modliłam się w duchy żeby jeszcze GO nie było. Mogłam wtedy usiąść i prawie niczego się nie domyśli.
- Zadzwoń jak będziesz chciała wracać. - Brunet posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, a po chwili uśmiechnął się i zostawił dodającego otuchy buziaka na poliku. Rozpromieniłam się nieco, ale w chwili, gdy ja przekroczyłam próg restauracji, a za sobą usłyszałam dźwięk odjeżdżającego auta, natychmiast mój umysł zalało tysiące myśli. W większości niezbyt pozytywnych. Powoli szłam do małej ambony, za którą stała młoda kelnerka, jak nic młodsza ode mnie.
- Dzień dobry, czy ma pani rezerwacje? - Odezwała się przede mną dziewczyna.
- Um... chyba tak, Fitcy, jest może? - Miałam wrażenie, że kiedy usłyszała to nazwisko, dziwnie zmienił się wyraz jej twarzy, albo ja świruję.
- Tak, oczywiście, zapraszam. - Chwyciła dwie karty menu i poprowadziła mnie do dwuosobowego stolika zaraz przy wielkim oknie lokalu. Generalnie urządzony był całkiem nowocześnie. Prostota i minimalizm. Każdy stolik był oświetlany przez gustowny żyrandol z białym abażurem, tworzący spłaszczony walec, a krzesła były całe w skórze. Białej na dodatek. Dominowały ciemne barwy, jak czekolada, czerń, czy ognista czerwień, jednak ta biel była ich przebiciem. Cóż, na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest tu drogo. No i się nie pomyliłam spoglądając w spis dań. Każde z nich kosztowało powyżej 20 funtów. Oczywiście były takie rzeczy za 5 czy 10, z tym że nie to nie były zdecydowanie żadne dania. Uratował mnie fakt, że przy latte widnieje 6 funtów, które przyjęłam z ulgą.
- Dzień dobry. - Zagrzmiał głos niczym piorun w moich uszach. Bardzo powoli odchyliłam menu sprzed oczu i gorzko pożałowałam mojej decyzji.
- Dzień dobry. - Odpowiedziałam najpewniej jak potrafiłam, szkoda tylko, że mój żołądek ścisnął się do rozmiarów orzecha włoskiego, a serce zaczęło mi bić zdecydowanie za szybko. Wzięłam głęboki oddech i obserwowałam jak na przeciwko mnie zajmuje miejsce Jerremy.
- Miło mi cię widzieć. - Formalny ton jego głosu nie oddawał jego zmartwionego spojrzenia. Zmienił się. Stał się dorosłym mężczyzną z jasnym zarostem i kilkoma kurzymi łapkami w kącikach oczu. Przełknęłam głośno ślinę chcąc jak najszybciej zakończyć to spotkanie. Im bardziej mu się przyglądałam, tym mocniej kręciło mi się głowie. Wspomnienia napływały falami, a ja nic nie mogłam z tym zrobić.
- Dobrze wyglądasz. - Stwierdziłam, chcąc przebić zbyt ciężką ciszę.
- Ty również, napijesz się czegoś? - On się mnie bał? Wyglądał jak jeleń, który wbiega przed jadący samochód.
- Tak, latte poproszę. - Nawet nie zwróciłam uwagi, że przy nas pojawiła się ta sama dziewczyna, która przyprowadziła mnie do stolika. Widać było jak bardzo chce zwrócić na siebie uwagę Jerremiego, a on jakoś nie szczególnie się tym interesował. Szybko zebrała nasze zamówienia i odeszła.
- Jak tam w Nowym Jorku? Twoja kariera kwitnie? - Zapytałam starając się używać jak najmniej sarkastycznego tonu, który o dziwo się we mnie budował.
- Tak, całkiem niedawno skończyłem ogromny projekt, który miał objąć nowy hotel niedaleko Central Parku. Łatwo nie było, ale dałem radę. Powiedz mi lepiej jak twoja kariera? - Zapytał, tak po prostu. Tak bez żadnego zainteresowania, byleby zapytać żeby pociągnąć temat. Zabolało mnie, to.
- Obchodzi cię to specjalnie? - Zabrzmiałam ostrzej niż powinnam. Widać, że się spłoszył, co przyjęłam z satysfakcją.
- Oczywiście, że tak. - Wziął długi i głęboki oddech, a po chwili wypuścił powietrze z płuc. - Sam cię o to poprosiłem, więc próbuję dowiedzieć się czy nie popełniłaś błędu.
- Błędem było to, że cię wybrałam. - Zakpiłam, natychmiast go uciszając. Spojrzał mi głęboko w oczy, tymi swoimi piekielnie niebieskimi tęczówkami. Nie oderwał wzroku, a bacznie prowadził ze mną mentalną przepychankę, jednocześnie walcząc ze sobą. Boli prawda?
- Myślałem, że po czterech latach coś się zmieniło. - Odparł w końcu. Bicie mojego serca wciąż było o wiele za mocne, a przez ciało przechodziło nieprzyjemne uczucie. Ta rozmowa nie mogła się dobrze skończyć, ale jak się powiedziało 'A', to trzeba powiedzieć 'B'.
- Zmieniło się, ale to, że się z tym pogodziłam nie oznaczało, że wybaczyłam i zapomniałam. Nie powinno cię to dziwić. Zostawiłeś mnie z dnia na dzień, zostawiając marny liścik, myśląc, że może jeszcze będę cię szukać i pogratuluję wyboru. Odkąd cię znałam wydałeś się taki dojrzały, a okazałeś się gorszy niż dziecko. -Wyrzucałam z siebie słowa wkładając w nie całą moją rozpacz, tęsknotę i ból jaki mi sprawił. Od kilku sekund obraz powoli stawał się rozmazany od wzbierających łez. Wzięłam głęboki oddech z drżącą wargą. - Zmieniło się o wiele za mało. Nie chcę żebyś znów mieszał mi w głowie. - Załkałam wbrew mojej woli. Miałam ochotę po prostu odejść i nie widzieć go ponownie, ale nawet nie mogłam normalnie wstać. Jerremy za to najzwyczajniej w świecie milczał przypatrując mi się. Nic nie mówił. Nie wiem jak wyglądał dokładnie, bo słony płyn ciągle zalegał mi na oczach. Zamknęłam je i po raz kolejny nabrałam haust powietrza do płuc. On nie jest wart, powtarzałam sobie w myślach, ale ciągle czułam wzmagający się szloch, który chciał wydostać się z mojej piersi.
- Nic nie powiesz?! - Wybuchłam otwierając powieki. Blondyn siedział z przytkniętą pięścią do ust i przyglądał się jak z sekundy na sekundę rozpadam się na kawałki. Zauważyłam, że drży mu ręka.
- Co mam powiedzieć? Że żałuje, że wciąż o tobie pamiętam, że całymi dniami potrafię tęsknić? Tak, brakuje mi ciebie, brakowało mi tego jak się uśmiechałaś, kiedy codziennie otwierałaś mi drzwi. Brakuje mi tego jak mogliśmy przeleżeć cały dzień oglądając film, którego nawet nie rozumieliśmy. Brakuje mi tego, że potrafiłaś usnąć leżąc przytulona do mnie i nigdy ci się nic nie śniło. Brak...
- Przestań! - Nie mogłam znieść napływu wspomnień, kiedy wypowiadał każde 'brakuje mi'. Mimo długiego czasu, jaki minął one wciąż były żywe. Wciąż wypalały dziurę w moim umyślę. I sercu.
- Pozwól mi dokończyć. - Poprosił, a ja tylko zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć w jego tęskne spojrzenie. - Chciałbym cofnąć czas i to naprawić, załatwić lepiej. Nie mogę tego zrobić. Nigdy nie żałowałem chociaż jednej sekundy z naszego związku, ale mamy dwa różne życia. Nic nie poradzę na to, że trafiła mi się taka, a nie inna oferta. Uwierz mi, proszę, że kochałem cię ponad życie, ale kiedyś obiecałem nie tylko sobie, ale i rodzicom, że najpierw zapewniam sobie przyszłość, a później jest czas na miłość.
- Jesteś... jesteś... - Nie mogłam nawet określić jakim człowiekiem w tym momencie okazał się Fitcy. Czułam jak chłód oblewa każda komórkę mojego ciała. - Nienawidzę, cię Fitcy. - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby i wstałam gwałtownie, co od razu skończyło się bólem w nogach i opadnięciem z powrotem na krzesło. - Kurwa. - Zaklęłam siarczyście chwytając kule. Szybko ułożyłam w nich ręce i dopiero wtedy mogłam wstać.
- Co ci się stało? - Zapytał z troską i bólem w głosie Jerremy. Próbowałam się nie odwrócić, ale moja siła woli jest cholernie słaba. Odwróciłam nieco głowę i posłałam mu spojrzenie z tytułu "bez kija nie podchodź"
- Nie twój pieprzony interes. - Wyszłam najszybciej jak się dało na zatłoczoną ulicę. Frustracja przeszyła moje ciało, bo chciałam biec, uciec od niego i tego jak bardzo zabolały mnie jego słowa, ale nie mogłam przez te cholerne nogi. Westchnęłam przeciągle i oparłam się o mur jakiegoś budynku. Zauważyłam, że niedaleko jest sympatyczny park, chociaż w tej chwili wydawał się równie beznadziejny jak sytuacja, w której się znalazłam. Pokulałam w miarę sprawie w jego kierunku i przysiadłam na pierwszej ławce tuż przy małej fontanience z aniołkiem na środku, z buzi którego wypływał strumyk wody. Odrzuciłam kule na bok i mogłam w spokoju się rozpłakać. Szloch, o wiele za głośny wydarł się z mojego gardła, a ja nie bardzo nad sobą panując ukryłam twarz w dłoniach. Miałam głęboko gdzieś, że makijaż będzie duża czarną plamą wokół moich oczu. Ważne, że bez większej publiczności mogłam płakać.
Poczułam oplatające mnie ramiona i ciepło ciała, które obok mnie usiadło.
- I ty jeszcze masz czelność mnie dotykać? - Zakpiłam nawet nie spoglądając w jego stronę. Czułam jak pochyla mnie ku sobie, a ja bezwiednie opadłam na jego tors. Poczułam ten sam zapach, co cztery lata temu, poczułam to samo ciepło, które zapewniało mi bezpieczeństwo. Zamiast uderzyć go kulą, wyrywać mu się, ja pozwalałam żeby mnie pocieszał. Paradoksalnie on był powodem moich łez. Nienawidziłam siebie w tej chwili tak bardzo, że jeszcze bardziej zaniosłam się płaczem.
- Przepraszam, Page, ja ciebie przepraszam. - Szeptał mi swoim niskim głosem, a ja jeszcze zaplotłam ręce na jego talii i mocniej się w niego wtuliłam. Odchyliłam się trochę żeby móc spojrzeć mu w oczy.
- Obiecaj mi, że kiedy się pożegnamy, już nigdy nie pojawisz się w moim życiu. - Powiedziałam twardym głosem.
- Obiecuje. - Wyszeptał owiewając mnie ciepłym oddechem. Chwycił palcami mój podbródek i musnął moje wargi swoimi. Jak muśniecie motyla, a moja reakcja była tak desperacka, że aż boli. Położyłam dłonie na jego policzkach i przywarłam do jego ust chcąc pokazać mu, jak bardzo mi go brakowało, jak mocno go kochałam i teraz równie mocno nienawidzę. On nie próżnował i równie mocno odwzajemniał ten pocałunek wprawiając nasze języki we wspólny taniec. Przez ułamek sekundy poczułam się jak dawniej, ale co dobre kiedyś się musi skończyć.
- Uważaj, jak chodzić kretynie! - Ktoś niemalże wdarł się między moje myśli. Zaraz po tym usłyszałam niemrawe przepraszam, które było wypowiedziane doskonale znajomym mi irlandzkim akcentem. Gwałtownie odsunęłam się od Jerremiego i odwróciłam głowę w kierunku głosów.
- Niall. - Szepnęłam, a do oczu znów napłynęły mi kolejne łzy, zasłaniając obraz odchodzącego chłopaka z blond czupryną.
____________
TAMDAM! :)
czytasz=komentujesz
Po pierwsze, dziękuję @ola69_w za to, że jest.
Po drugie, dziękuję @okayyyzayn za wychwalanie i polecanie mojego bloga. Straszliwie cię uwielbiam kobieto.
A po trzecie dedykuje rozdział wszystkim dziewczynom, które popełniły podobny błąd co Page. ♥
P.S Kto chce być informowany, a ja jeszcze o tym nie wiem, to pod tym postem piszcie swoje tt. :)
@vinecakestagram
A! Wzięłam się za tłumaczenie, tak więc zapraszam na Miracle - Niall Horan i miłego czytania. Komentarze mile widziane. xox
no to się porobiło :D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, czekam na następny <3
hahaha! tego sie nie spodziewałam!!! szok!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny :D W pewnych momentach miałam łzy w oczach, co raczej rzadko się u mnie zdarza :)
OdpowiedzUsuńNie chciałabym być na jej miejscu.
Troskliwy Liam... Matko Boska. Umieram za każdym razem jak jest wzmianka o nim :)
PS. MUSIAŁABYŚ ZOBACZYĆ MOJĄ MINĘ JAK CZYTAŁAM NOTKĘ. Dziękuję Ci z całego serduszka zwariowana Babo <3
Mad luv bejbe <3
Ożeż kurwa ja pierdole! Ale się porobiło! PO CO ONA GO POCAŁOWAŁA NO...? Achhh.. Szkoda mi jej, bo musi być jej cholernie ciężko.. Ale Niall? Zaskoczyłaś mnie.. Ciekawe co będzie dalej...
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nowy rozdział :-)
@Real_Paradiise x
o ja pier***le!!! biedny Niall ;( rozdział nieziemski ;D czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńDobra, jestem teraz i nie mogę się ogarnąć po tym rozdziale. Był niesamowity! Szczerze mówiąc czuję się tak, jakbym czytała o sobie... Dziwne uczucie. Absolutnie rozumiem każdą reakcję Page. W sumie spodziewałam się czegoś takiego. Że wybuchnie i zacznie mu wszystko wyrzucać. Za to Jeremy... Nie lubię tego egoistycznego dupka. Kiedy powiedział o karierze na pierwszym miejscu, to miałam ochotę walnąć w wyświetlacz. A kiedy wybiegła z restauracji, a on pobiegł za nią... Serce zaczęło mi szybciej bić. Ten pocałunek wywołał łzy w moich oczach, a to znaczy, że naprawdę świetnie piszesz!
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że odnajdą się z Niallem, bo aż mi serce stanęło na chwilę pod koniec. Jesteś świetna, dawaj 12 <3
nominowałam Cię do Versatile. Szczegóły u mnie. :) http://monsters-inside-him.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJA CHCĘ BYĆ INFORMOWANA!
OdpowiedzUsuń@OKAYYYHARRY :D
Kocham cię, dziewczyno. Kocham to, jak piszesz, kocham to, że tak bezbłędnie opisujesz targające główną bohaterką sprzeczne emocje! Z TEGO BYŁABY GENIALNA POWIEŚĆ!
♥♥♥