wtorek, 2 lipca 2013

7th

Jak co poranek, od kilku miesięcy, podjeżdżał pod blok, w którym, na siódmym piętrze, mieściło się małe mieszkanko. Podekscytowana, że znów go zobaczę jadłam śniadanie czekając na dzwonek. Oczywiście zadzwonił, punktualnie o 7:30. Z szerokim uśmiechem na ustach podbiegłam do drzwi otwierając je na oścież. 
- Dzień dobry. - Usłyszałam ten powalający głos, którego tak kochałam słuchać. Niski tembr powodował ciarki na plecach i nie tylko. Od pierwszego dnia kiedy go usłyszałam, nie mogłam przestać myśleć jakie wrażenie na mnie robił. Później olśniewający uśmiech i krótkie włosy, które uwielbiam przeczesywać dłonią. Położyłam mu dłoń na karku przyciągając go siebie, po czym złożyłam na jego ustach czuły, powitalny pocałunek. Jego dłoń, oczywiście, powędrowała na moją talię przyciągając mnie jeszcze bliżej niego. W takich momentach czułam się jak najszczęśliwsza dziewczyna na świecie. 
- Wyspałeś się? - Posłałam mu szeroki uśmiech, gdy wszedł do środka. Zamknęłam drzwi na zamek i poszłam za nim do kuchni. 
- Właściwie, to nie bardzo. Musiałem nad czymś popracować. - Westchnął siadając ciężko w fotelu stojącym w samym rogu kuchni. Pamiętam jak walczyłam z Mindy o to żeby go kupić. Dziewczyna była studentką, która wynajmowała mi pokój, dopóki nie znajdę coś własnego. Polubiłyśmy się. Kiedy tu zaczęłam mieszkać nie było do końca wykończone, więc wspólnymi siłami próbowałyśmy stworzyć miłe mieszkanko dla dwóch dziewczyn. Dlatego chciałam dodać coś innego, i coś od siebie, więc kupiłam fotel-antyk. Był wygodny i nieduży, więc idealnie mieścił się w rogu kuchni, a to nadawało jej nieco kawiarnianego wyglądu. 
Nalałam kawy do wielkiego kubka, dolałam do niej trochę mleka i posłodziłam dwoma łyżeczkami. Postawiłam napój przed Jerremim i usiadłam na przeciwko, na mniej wygodnym krześle. 
- Co znów ci zlecili? - Uniosłam brew pytając zatroskanym głosem. Rzeczywiście, miał sińce pod oczami. Zmarszczyłam brwi chwytając jego dużą dłoń. Splótł nasze palce wpatrując się w nie intensywnie.
- Ciągle mi trują o tym samym. Próbują mnie przenieść do innego biura w Menchesterze, bo twierdzą, że marnuje się w czymś tak małym. Mi jest dobrze, gdzie jestem i nie mam zamiaru zmieniać miejsca pracy, bo niewiele więcej mi będą płacić. - Wzruszył ramionami i wziął łyk kawy. - Po za tym nie miałbym czasu przyjeżdżać tak wcześnie tu, do ciebie. - Spojrzał mi w oczy posyłając mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Odwzajemniłam go głaskając kciukiem wierzch jego dłoni. 
No tak, związek z człowiekiem, który jest już na prawdę usamodzielniony i jego życie codzienne nie obejmuje problemów typu "nie mam pracy domowej" , "jutro sprawdzian, a ja nic nie umiem" i tym podobne, jest dosyć specyficzne. Chociaż ja już byłam w ostatniej klasie, to nadal nasza codzienność się różniła. Kochałam go na tyle, że ciągle znosiłam zmęczenie, to, że nie zawsze miał czas w soboty żeby się zobaczyć. Jedyne pocieszenie było takie, że chociaż przez te pół godziny widziałam go rano, kiedy to oferował się żeby podrzucić mnie do szkoły. Czasem czułam się jak gówniara przy nim. Dzieliło nas w końcu 5 lat. On zdążył skończyć studia, znaleźć odpowiednią pracę, która pozwalała mu się utrzymać. Co prawda, osiągał tam sukcesy i cieszyłam się razem z nim, ale oznaczało to również więcej pracy, a więcej pracy to brak wolnego czasu. Podtrzymywały mnie myśli, że w niedziele będę mogła się nim nacieszyć. 
- Kochany jesteś. Ale jeśli będzie ci tam bardziej komfortowo, to może rzeczywiście powinieneś się tam przenieść. 
- Nie, nie mogę. Po co? Tam gdzie jestem jest mi dobrze. Poza tym, jeśli chciałbym się przenieść musiałbym zmienić też mieszkanie... czyli byłbym jakieś 15 kilometrów od ciebie. 
- I tylko dlatego nie chcesz się przenieść? 
- Tak, właśnie dlatego. - Nie mogłam powstrzymać czułego uśmiechu, który wybudował się na ustach po jego słowach. Wstałam z krzesła i podeszłam do niego usadawiając się na kolanach chłopaka. Objęłam rękoma jego szyję i oparłam się policzkiem o jego czoło. 
- Kocham cię, wiesz? 
- Ja ciebie też, Piegusie. - Odpowiedział obejmując mnie mocno w talii. Pocałowałam go delikatnie i czule, na co on ujął moją twarz w dłonie masując mój policzek kciukiem. Mogłam tak trwać całą wieczność, ale niestety zegarek nie jest moim kompanem. Odsunęłam się od niego z przyspieszonym oddechem i płonącymi policzkami. Potem spojrzałam na wielką tarczę wiszącą na ścianie i westchnęłam ciężko. 
- Chyba musimy jechać. - Wyszeptałam spoglądając blondynowi w niebieskie oczy, które również posmutniały. Wstałam z jego kolan i przeciągnęłam się niczym kot głośno ziewając. - Jak mi się nie chce. - Pokręciłam głową idąc w stronę drzwi. Ubrałam się w ciepły płaszcz, owijając szyję szalikiem i na nogi wsunęłam grube kozaki. Stopy potrafiły mi niemiłosiernie marznąć, stąd takie buty. 
Usiadłam na miejscu pasażera trzęsąc się niemalże z zimna. Tegoroczna zima w Anglii była straszna. Pewnie było z jakieś -20. Jerremy wsiadł za kierownicą i ruszyliśmy do mojej szkoły.
Często mnie nazywano Candace, bo porównywano nas z Jeremim i Candace z Fineasza i Ferba. Zwłaszcza Dominic nas tak nazywała. W sumie, było to całkiem sympatyczne. Nie mieliśmy nic przeciwko. Ogólnie mieliśmy wszyscy bardzo dobre stosunki. Nikt o nikogo nie był zazdrosny i ja starałam się jak najlepiej gospodarować czasem żeby spędzić go razem  i z Dominic i z Liamem, Niallem czy Joshem. Oni byli tym zadowoleni, więc ja również. Czasem co prawda mój Blondyn stwierdzał, że powinnam znaleźć więcej czasu dla niego, ale mówił tak wtedy, kiedy był zmęczony i mało rozumiał co wydostaje się z jego ust. Były to jedne z tych kłótni, które rozchodziły się szybko po kościach. 


~ tydzień później~

Od czterech dni cicho. Wszystko grało mi na nerwach, dzień w dzień coś było nie tak jak być powinno. Miałam sporo nauki, która i tak szła na marne, bo oceny pojawiały się coraz gorsze. Jerremy oprócz krótkich SMSów nie odzywał się za wiele. Twierdził, że nie ma czasu, bo mają poważny projekt w pracy. No co prawda, jako projektant wnętrz miał napięty grafik, ale do tej pory potrafił znaleźć dla mnie czas. Z niemałym trudem znosiłam jak bardzo zaczynam tęsknić. Mimo, że to tylko kilka dni, to jakimś dziwnym trafem czułam, że coś się zaczyna święcić. Cholerna kobieca intuicja. Zadzwoniłam do niego, ale jak zwykle sekretarka ogłaszała, że rozmówca nie może teraz odebrać i prosiła o zostawienie wiadomości po sygnale. Koniec tego, nic mi tu nie pasuje. Stwierdziłam, że zrobię mu niespodziankę. Skoro on nie może przyjść do mnie, to ja przyjdę do niego. Nie zaszkodzi mu mała niespodzianka podczas pracy. 
Podeszłam pod ten niewielki biurowiec spoglądając na okno biura mojego chłopaka i zobaczyłam, że jest tam ciemno. Nie ma go już? Przecież dopiero 17, a on minimalnie pracował do 19. Pewnie ma jakieś spotkanie. Będę musiała czekać, no, ale już. Jestem tutaj i chce go zobaczyć. 
Weszłam do środka podchodząc do recepcji. 
- Chciałabym spotkać się z Jerremim Fitcy. - Powiedziałam do, z wyglądu miłej sekretarki. Ona tylko przytaknęła głową i wystukała coś na telefonie. Po chwili powiedziała kilka słów do słuchawki i odłożyła telefon. 
- Niestety pan Jerremy już dawno wyszedł. Może pani skontaktować się z nim telefonicznie jeśli pani chce. - Uśmiechnęła się formalnie. 
- Sęk w tym, że nie odbiera telefonu. No nic. Dziękuję, dobranoc. - Wyszłam z budynku i pokierowałam się w jedyną słuszną drogę. Pomachałam ręka na nadjeżdżającą taksówkę i wsiadłam mówiąc taksówkarzowi żeby kierował się na Wesmey Street. Tylko tam mogłam znaleźć mojego chłopaka, skoro nie było go w pracy. Nie był typem człowieka, który lubił spędzać wieczory w pubach. Jemu zupełnie wystarczało piwo przed telewizorem. Postanowiłam pod drodze wziąć coś na wynos i pomaszerowałam pod jego drzwi. Zapukałam kilka razy i zadzwoniłam dzwonkiem. Cisza. Może śpi. Dobrze, że miałam mój zapasowy klucz. Otworzyłam je i postawiłam na szafce w holu naszą kolacje. Nieco się zdezorientowałam kiedy nie zobaczyłam kilku par butów stojących w przedpokoju.  Weszłam dalej i aż mnie zmroziło. Niby nic nie się tu nie stało, ale słowo 'nic' mogło być kluczowe. Oprócz ogołoconych mebli nie było nawet żywego ducha. Przez chwile myślałam, że pomyliłam mieszkania, ale inaczej nie otworzyłabym drzwi. Przeszłam jeszcze kilka pomieszczeń i z coraz bardziej trzęsącymi się dłońmi ciągle utwierdzałam się w przekonaniu, że jego tu niema... i nie ma też po nim nawet śladu. Nie ma go tutaj i nie ma go nigdzie. 
- Jerremy? - Szepnęłam czując wielką gulę w gardle. - Jerremy?! - Krzyknęłam już całkowicie zrozpaczonym głosem. Potem usłyszałam ciche kroki i kiedy wielki kamień spadł mi z serca, myśląc, że może to tylko pomyłka, czy może ja mam zwidy wyłowił się zza rogu starszy pan. Bardzo sympatyczny z wyglądu. Trochę się wystraszyłam, ale on podszedł do mnie i uścisnął moje ramie wręczając jakąś kartkę do ręki. 
- Zostawił coś dla ciebie. Wiedział, że przyjdziesz i będziesz go szukać. - Usłyszałam jego stary głos, ledwie przedzierający się przez mój umysł, który ciągle nie rozumiał co się do końca dzieje. Ścisnęłam mocniej kawałek papieru.
- Dziękuję. - Uniosłam kącik ust. Potem starszy człowiek się odwrócił i poszedł z powrotem do drzwi. 
- Wracaj lepiej do domu. On nie wróci. - Dodał na odchodnym i zamknął za sobą je za sobą. Ja jedynie chciałam podbiec do niego i wypytać 'jak?' 'co się stało?' 'dlaczego?' 'gdzie on jest?!', ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa, tak samo jak powieki, które zacisnęły się uwalniając kilka łez. 
Wzięłam głęboki oddech uspakajając się nieco i stwierdziłam, że to może jakiś żart, więc wrócę do domu, pójdę spać i obudzę się z powrotem z normalnym życiem. 
Tak się jednak nie stało. Rano obudziłam się nieco połamana, ponieważ zamiast pójść do siebie, to usnęłam na niewielkiej kanapie w salonie. Pewnie oglądałam jakiś nudny film i usnęłam w trakcie. Byłam dodatkowo oszołomiona tym co się wczoraj stało. Próbowałam kilka razy zadzwonić do Niego, ale tylko słyszałam w słuchawce durną sekretarkę, która działa  mi tylko na nerwy. Potem posypały się różne SMSy z niecenzuralnymi epitetami. Nawet nie wiedziałam, czy je przeczytał, czy nie. 
Ten liścik ciągle spoczywał na dnie kieszeni płaszcza. Nie miałam odwagi go odczytać, bo bałam się, że wtedy nic już nie będzie takie same. 
Ale czy teraz było?
- Nie, nie było. Wszystko się zmienia i ty dobrze o tym wiesz. - Wyszeptałam do siebie, wstając z rozmachem. Podeszłam do wieszaka na odzież wierzchnią i wyciągnęłam zwitek z satynowej kieszeni. Z drżącymi rękoma rozwinęłam go w dłoniach, wróciłam na kanapę, usiadłam i zaczęłam czytać. 

Kochany Piegusie
Przez ten cały czas myślałem, że nigdy się  Page, przepraszam, ale
Nie potrafię wyjaśnić jak bardzo żałuję, że mnie przy Tobie już nie ma. Wiem, że nie powinien załatwiać tego w ten sposób, ale inaczej nie potrafię. Chcę, po pierwsze, powiedzieć, że cię KOCHAM. Nie zapomnij o tym. 
Jestem teraz w Nowym Jorku. Przyjąłem ofertę, którą dostałem, zaraz po tym jak odmówiłem poprzedniej, o której ci opowiadałem. Nie mogłem odmówić tej, to daje mi lepsze możliwości. Wiem, że kiedy pójdziesz do pracy o jakiej marzysz będziesz miała podobne sytuacje. Było mi ciężko wybrać, ale podjąłem decyzję. PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM i jeszcze raz PRZEPRASZAM. Jest mi ciężko, bo kiedy będę siedzieć tam, po drugiej stronie oceanu, będzie mi cholernie brakować Twoich piegów, zielonych oczu, rudych włosów i pięknego uśmiechu. Ciągle będę przypominać sobie jak doskonale nasze dłonie do siebie pasowały, a ciała tworzyły całość. Będę pamiętać każdą spędzoną minutę, bo były one najpiękniejsze w moim życiu i NIGDY nie zapomnę kim dla mnie jesteś. 
Nie potrafiłem stanąć przed Tobą i powiedzieć ci to wszystko w oczy. Już wystarczająco zranię cię tym, że odejdę. Sam poza tym nie zniósł bym tego, widząc twoje zielone oczy pełne łez, które już pewnie takie są.   patrząc na ciebie i widząc jak zaczynasz zaciskać mocno szczękę żeby się nie rozpłakać, jednak jakaś łza poleciałaby po Twoim poliku. Nie powstrzymałbym się wtedy żeby ją scałować.  
Mam tylko do ciebie dużą, prośbę. Proszę, zdaj szkołę, pójdź na studia i chce widzieć kiedyś, że Pagie Dunst jest najsławniejszym fotografem na świecie. Wiem, że to dla ciebie ważne i nie chcę żebyś przez takie durnia jak ja to zaprzepaściła. 
Kocham Cię, Jerremy. ♥

Z każdym czytanym słowem czułam jak odpada powoli kolejny kawałek z mojego serca. Widziałam już kilka kleksów, który spowodowane były moim łzami, które z głośnym dźwiękiem spadały na papier. Przynajmniej dla mnie był głośny, bo nic innego nie słyszałam. Jak on mógł? Jak do cholery mógł jeszcze napisać to co napisał?! Mimo tych przekreśleń ciągle mogłam widzieć co napisał i to jeszcze bardziej rozrywało moje serce. Dlaczego? Dlaczego nie powiedział mi tego wprost. Kim ja byłam? Dzieckiem? No tak, w jego oczach od zawsze byłam niedojrzałą gówniarą, która na dobrą sprawę była jego wrzodem na dupie. Nic więcej. 
Czytałam ostatnią linijkę, te trzy słowa, i ten jeden czarny bazgroł, który uformowany był w serce, był równie czarny jak moja nienawiść połączona z rozpaczą, z sekundy na sekundę rozrastająca się w moim umyśle. Chciałam teraz po prostu go spoliczkować, wyrzucić mu jakim jest dupkiem i idiotą, ale nie mogłam, bo był jakieś pieprzone 3000 kilometrów ode mnie. 
- Pierdol się Jerremy Fitcy. - Powiedziałam do siebie. Podeszłam do kominka, otworzyłam szybkę i wrzuciłam ten skrawek papieru do pomarańczowych płomieni, które pochłonęły go w niecałe dziesięć sekund. 
Tak samo jak moje uczucia do niego. 
Z najszczęśliwszej dziewczyny na świecie zamieniłam się w zimną sukę. (Przynajmniej było tak przez jakiś czas.) Nic nie będzie takie samo. Takie rzeczy pozostawiają po sobie duże straty, a ja byłam na to żywym przykładem.

Dziwnym, nie do końca zdefiniowanym trafem po tym wydarzeniu zadzwoniłam właśnie do Niall'a. Stwierdziłam, podświadomie, że on najpierw mnie wysłucha, potem rozbawi i będzie próbował utrzymać mój stan w takim stopniu jak najdłużej. Oczywiście mówiąc mu wszystko zaciskał pięści dając mi do zrozumienia, jak bardzo Jerremy go wkurwił. Nigdy nie przypuszczał, że może stać się takim dupkiem. 
A jednak.
Później cały dzień spędziliśmy tak jak robiliśmy to zawsze. On ciągle jadł, jednocześnie chwalił się, że nie ma już aparatu na zębach. Cieszyłam się jakąś częścią siebie, że on jest szczęśliwy. Miał swój mały irlandzki świat, którym próbował podzielić się ze mną. Co prawda, ja chętnie się w niego wciągałam. Chciałam przez te kilka godzin żyć jak normalna szczęśliwa nastolatka, którą czekał nowy etap w życiu. 
Tyle, że myślałam, że wejdę w niego z NIM.  
Pamiętam jak, w końcu powiedziałam o tym Dominic, Liam'ie i Josh'owi. Na początku stwierdzili, że sobie robię jaja. Potem jak kilka razy powtórzyłam, że to się dzieje naprawdę, to tak samo jak Irlandczyk-wkurwili się. Liam o mało co nie wyszedł z siebie. Ledwo go powstrzymałam żeby (jakimś cudem) nie skontaktował się z Jerremim i wygarnął mu co o nim myśli. On by na prawdę to zrobił. Wtedy też doceniłam jakich mam przyjaciół i że nie mogę zawsze na nich polegać. 

Dzisiaj patrzę na to przez pryzmat doświadczenia. Poza tym na prawdę mnie to zmieniło. Nie dałam ponosić się emocjom. Nigdy nie angażowałam się w nic co dopiero się zaczynało i zazwyczaj kończyło się to tym, że moja znajomość z mężczyzną wygasała. Przestawałam się nim interesować i wracałam do codziennego życia. 
Wszystko przez jednego idiotę.

________________
czytasz = komentujesz
Siódmy rozdział gotowy. :) Chciałam skupić się na tym co stało sie z Page i Jerremim, żeby nie zostawiać was w niepewności. Mam nadzieję, że nie zawiodłam was.
Jak myślicie? Page odpowiednio zareagowała? Co byście zrobili na jej miejscu?
Czekam na opinie i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu.
Pozdrawiam, Nath. ♥

3 komentarze:

  1. Dzięki temu rozdziałowi całkowicie zrozumiałam Paige. Całkowicie. I przez to polubiłam ją jeszcze bardziej, bo sama mam teraz taki okres w życiu, że panicznie boję się zaangażowania. Mogę zacytować nawet bohaterkę "Wszystko przez jednego idiotę". Dziękuję Ci za tę retrospekcję :*
    No cóż, nie dziwię się, że wykasowała jego numer. Zachował się jak ostatnia świnia, wyjeżdżając bez słowa i naprawdę będę zdziwiona, jeśli Paige mu wybaczy. Ja na pewno bym tego nie zrobiła. Jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej, więc BŁAGAM, SZYBKO PISZ NASTĘPNY ROZDZIAŁ :D
    Ah, no i oczywiście nawiązując do Twojego pytania - myślę, że moje podejście do zachowania Paige zawarłam w komentarzu :)
    Szybko, szybko następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy3:35 PM

    Kocham jak piszesz :)
    Rozdział wspaniały *_*
    Już nie mogę doczekać się następnego, pisz jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  3. jejku... bardzo mi szkoda Page. na jej miejscu pewnie zareagowałabym tak samo. Jerremy, ty dupku, jak mogłeś? -.-
    czy mówiłam już, że uwielbiam twój styl pisania oraz to, jak długie rozdziały dodajesz? wszystkie opisy dodają tylko barw całej historii. naprawdę bardzo mi się podoba i oczywiście czekam na następny rozdział :)
    życzę weny,
    @BloodyDame

    OdpowiedzUsuń

czytasz = komentujesz
Będę wdzięczna za każde słowo, czy to krytyczne czy to pozytywne. :)